"Skąpany w świetle gwiazd Dewabad wyglądał pięknie. Ostre, oszałamiające wieże i minarety oraz kopuły i piramidy przypominały z tej wysokości sterte inkrustowanych klejnotami zabawek. Za skrawkiem białej plaży migotało jezioro, po którym fale rozchodziły się w kierunku czarnych gór".
Rozstanie z trylogią Dewabad S.A. Chakraborty nie było łatwe. Dawno żadna historia nie była tak piękna, a zarazem bolesna, wciągająca, a jednocześnie płynąca spokojnie niczym rzeka.
"Imperium złota" znakomitą klamrą wieńczy serię, do której z pewnością kiedyś wrócę. I choć była to najdłuższa część, czytało mi się ją najlepiej. Drżałam na myśl, co czeka moich kochanych bohaterów. Z niecierpliwością czekałam, czy wykonają pewne ruchy, przed którymi się wzbraniali...
Gdy cały świat obraca się w perzynę, wrogowie się mnożą, a intrygi zacieśniają swą sieć, nie sposób nie śledzić poczynań postaci z zapartym tchem. Bohaterów, nieidealnych, z przywarami i słabostkami, pełnych pasji, niezmordowanych, tak świetnie poprowadzonych i wykreowanych. Których tak mocno pokochałam i z którymi tak się zżyłam!
Choć serce się krajało nie raz, wszystko zostało poprowadzone tak, jak miało być. Każdy wątek został domknięty. Każda postać odegrała swoją rolę. Każdy dostał to, na co zasłużył.
Czy wszystko się udało? Czy każdy zmierza teraz tą drogą, do której dążył? Czy dobro zwyciężyło?
Jeśli nie znacie odpowiedzi na te pytania to znaczy, że ominął Was kawał dobrej opowieści.
Na podsumowanie zacytuję słowa klasyka, które niezmiernie pasowały mi do tej serii:
"Życie ponad śmiercią. Siła ponad słabością. Podróż ponad celem".
Jeśli ich nie znacie, macie jeszcze jedną wspaniałą serię do nadrobienia.