Opinia na temat książki Jego babeczka

Do tej pory nie miałam styczności z twórczością Penelope Bloom. O jej serii owocowo-jedzeniowej słychać już od dłuższego czasu. Same okładki i dwuznaczne tytuły bardzo mi się podobały. Czytałam m.in. że dużo w poszczególnych częściach humoru, że szybko się czyta. I niestety, ale z pierwszym nie mogę się zgodzić. Możliwe, że poprzednie tomy były zabawniejsze, jednak „Jego babeczka” miała takich momentów może z pięć. Owszem, historia jest słodka jak tytułowe ciasteczko, styl autorki jest lekki i szybko się ogólnie całość czyta (nie wspominając o tym, iż powieść ta liczy sobie niecałe 300 stron), lecz na koniec odczułam swego rodzaju rozczarowanie. Spodziewałam się chyba zbyt wiele, zaśmiałam się może z kilka razy i z pewnością nie był to niekontrolowany śmiech, za który kierowca mógłby mnie wyrzucić z autobusu. Ot, taki kolejny romans, mocno przewidywalny, okraszony może z jedną sceną erotyczną. I jak na mój gust jednak akcja zbyt szybko się rozwijała – rozumiecie, Emily, główna bohaterka twardo postanawia, że od stycznia będzie w Paryżu, pojawia się Ryan i na niespełna kilkuset stronach dziewczyna zmienia decyzję o 180 stopni... Nagle rezygnuje z marzenia, które tak naprawdę miała od kiedy pamięta. Oceniam wysoko ten tytuł, bowiem lektura nie męczyła mnie, wręcz przeciwnie, była dobrą odskocznią od problemów dnia codziennego, lecz pewnych elementów mi tutaj zwyczajnie zabrakło.