Klątwa Penwyth

Pani Coulter pisze dobre romanse, spójne i wciągające. Akcja z reguły jest prowadzona szybko aczkolwiek nie aż tak by czytelnik zagubił się. W "Klatwie Penwyth" było podobnie. Poza tym mnie zaciekawiło cóż za klątwa ciąży nad tym miejscem i głównie dlatego czytałam dalej, mimo że bohaterowie zrazili mnie już właściwie od początku. Zwłaszcza Merryn, która dała poznać się jako dziewczyna bardzo waleczna, pyskata i nieustepliwa natomiast, gdy pojawia się jej przyszły piąty już mąż zupełnie się zmienia. Nie zdziwiłbym mnie fakt, gdyby stawało się ti z czasem a nie w chwili gdy go tylko poznała. Postać Bishopa zbila mnie z tropu, początkowo wydawał się być kreowany na ciamajde, następnie na wojownika a później osobę o nadprzyrodzonych zdolnościach.
Nie chcę uciekać się do spoillera więc szczegółów nie mogę opowiedzieć ale cios rozczarowania otrzymałam wraz z zakończeniem. Spodziewałam się jakiejś niesamowitej tajemnicy która przez całą akcję książki próbowano rozwikłać a koniec okazał się po prostu śmieszny i nie pasujący do całej aury tajemniczości, którą autorka roztaczala od samego początku.