Może i pięknie zilustrowana przez mojego ulubionego Szancera, może i ciekawie opowiedziana, ale niestety język większości z tych podań, legend i klechd jest tak archaiczny, tak trudny do głośnego czytania, że aż nieprzyjemny. Kilkakrotnie łapałam się na przekręcaniu wyrazów, a nawet całych zwrotów. Dodatkowo mnóstwo czasu zajmowało nam tłumaczenie wszystkich tych średniowiecznych nazw związanych np. z Tatarami, zawodami, a nawet elementami miejskiej przestrzeni. Dzieciaki się wynudziły, a ja połamałam język. Mam wrażenie, że gdy sama byłam mała i słuchałam tych utworów, nie były one dla mnie aż tak trudne w odbiorze. Ale wówczas czytało się dzieciom głównie tego typu baśnie i legendy i przez to chyba byliśmy bardziej oswojeni z tą stylistyką.