"Kraina Chichów' dla mnie jest zaległą lekturą z czasów liceum. Bardzo była wtedy modna. Ja po prostu nie dostałam książki. No i nie wiedziałam jak zareaguję na książkę teraz, po tylu latach. Czy dotrze do mnie?
Okazało się, że w sumie to dobrze, ze nie przeczytałam jej wtedy.
Połowę wysłuchałam jako świetny audiobook, a połowę przeczytałam, bo nie mogłam się doczekać tych dziwów, o których pisali użytkownicy LC.
No i jak oceniam książkę? Bardzo dobrze, choć chyba nie polubiłam tego autora. Bo lekko mnie wystraszył. Nie da się ukryć, że jego koncepcja człowieka jest pesymistyczna. Jest tutaj dużo o roli literatury w życiu. Wszystko tworzy fantastyczne obrazy, autoteliczne światy. Widać kunszt pisarski Carrolla. Nie dziwię się, że Lem się nim zachwycił.
Nie doczytałam się czy zbieżność nazwiska z autorem 'Alicji' jest przypadkowe. W każdym razie podobieństwo obrazów poetyckich, jest moim zdaniem widoczne. Mnie to miasteczko, do którego zajechał nasz bohater, kojarzy się z przedwojenną adaptacją filmową 'Alicji w Krainie Czarów', w której najbardziej wbijają się w pamięć mówiące zwierzęta i fajki wodne. A wszystko jakby celowo teatralnie sztuczne.
Irytowała mnie Anna, bohaterka apodyktyczna i operująca na najniższych instynktach mężczyzn. Irytowało mnie zachowanie Tomasza, niedojrzałego syna aktora, który ma talent do pisania, a kompletnie psuje życie.
Ta książka jest taką właśnie Krainą Chichów, która kusi oryginalnością, ale i odpyc...