Dalsze losy króla Maciusia.
Jak wiadomo z zakończenia części pierwszej, Maciuś unika straszliwej kary śmierci i zostaje zesłany na bezludną wyspę. Oczywiście nie zamierza tam dobrowolnie pozostać i planuje ucieczkę, a to dopiero początek kolejnych przygód. I wszystko byłoby w porządku (chociaż średnio na jeża), gdyby nie dalsza część fragmentów przyprawiających o ciarki żenady:
"Bo murzyńscy kapłani głosili, że kto w świętej bitwie będzie zabity, ten wcale nie umrze, tylko się przewróci, a na drugi dzień obudzi się biały, że słyszeli tak z ust samego Maciusia.
Więc można sobie wyobrazić, co się działo. Każdy chciał być jak najprędzej zabity, żeby zaraz zrobić się białym, pędzić do żony i powiedzieć:
— Patrz! Widzisz, jakiego masz ładnego męża?
Żony i dzieci się przestraszą i nie zechcą wierzyć, a oni zaczną się śmiać i powiedzą:
— Oj, kobiety, jakie wy głupie. I wy też będziecie zaraz białe.
A tu Maciuś robi cud. I mężowie mówią:
— Widzicie, to jest pachnące mydło od króla Maciusia. Idźcie się, brudasy, wykąpać!
I umyły się — i basta! — skończyło się. Wszyscy są biali".
Nie zamierzam już nigdy więcej wracać do czytania Maciusia.