Andrzej dowiaduje się o śmierci swojego ojca i po trzydziestu latach nieobecności powraca do rodzinnego miasta. Tam rozlicza się z własnymi wspomnieniami i światopoglądem.
Miało być analitycznie, krytycznie i z poszukiwaniem luk. Jak wyszło? Emocjonalnie, z zachwytem i bez dziur w fabule. Główne pytanie, jakie kołatało mi się po głowie podczas lektury, brzmiało: „Panie Autorze, kim Pan jest i skąd Pan mnie zna?”. Przyznam, że to nawet było w jakiś sposób nieprzyjemne, bo myśli Andrzeja były moimi myślami. To trochę tak, jakby Dąbrowski wszedł do mojej głowy, otworzył dawno zamknięty pokój i wpuścił do niego świeżego powietrza. A może to ja dostałam klucz, do zamkniętego pokoju w głowie autora? Nie wiem!
Książkę czytałam w formie ebooka, całe szczęście, bo mogłam bezkarnie zaznaczać cytaty. Mój elektorniczny egzemplarz jest upstrzony podkreśleniami i zaznaczeniami. Zaznaczałem swoje myśli i swoje przyzwyczajenia. Wciąż mi z tym dziwnie.
Główny bohater w ciągu kilku dni przechodzi długą drogę, poznaje siebie na nowo, zmienia się, patrzy na swoje życie trochę z boku. I ja miałam to samo wrażenie czytając - mogłam popatrzeć na swój światopogląd z boku. Powtórzę się - dziwnie mi z tym.
Z jednej strony chcę Wam polecić tę książkę, dać klucz do pokoju, w którym razem z Andrzejem siedzimy przy lampce wina i „rozmawiamy” o życiu, a z drugiej mam ochotę zgubić ten klucz, żeby te rozmowy zostały...