Niesamowite paradoksy, jakby ziszczenie złorzeczeń i przestróg rabinów – gdy Shulem do domu przynosi radio, w drzwiach mija się z opuszczającym jego mieszkanie Bogiem. Ceną poznania prawdy jest utrata uregulowanego, określonego ścisłymi rygorami życia rodzinnego. Pozostaje pustka, której nie da się zapełnić.
Wartościowa, biograficzna książka, „męski” odpowiednik słynnego „Unorthodox”. W rzeczywistości dość przygnębiająca i smutna. Shulem Deen opisuje dwa sprzeczne światy, które nie mogą równocześnie ze sobą koegzystować. Pierwszy – z jednej strony bezpieczny, uświęcony tradycją, wtłacza młodych w koleiny życia, z których nie można się wydostać. Egzystencja nasycona religijnym uniesieniem i oddaniem Najwyższemu zabija indywidualność, naturalną chęć wyróżniania się spośród innych. Nie liczy się zdanie jednostki – ważniejsze jest dobro ogółu. W drugim, zupełnie przeciwnym pierwszemu, mimo uzyskania wolności (co jest darem nie do przecenienia), zrzucenia z siebie ciężaru przestarzałych formuł i niedostosowanych do współczesności zasad, gdy Shulem chwyta ster życia w swoje dłonie, gdy czuje się wreszcie spełniony, traci rodzinę, która nie potrafi go zrozumieć. Której zakazuje się go zrozumieć.
Bohater pozostaje w świecie, gdzie racjonalizm wytarł mistykę gumką-myszką ale wraz z nią zatarł wszelkie więzi z bliskimi. Najważniejsze okazuje się zwykłe, „oklepane” szczęście rodzinne, z którego istnienia bohater zdał sobie sprawę zbyt późno.
...