Po niezbyt udanej "Mrocznej przepowiedni" Rick Riordan odwalił kawał dobrej roboty. Bo "Labirynt Ognia" jest przegenialny (chociaż złamał moje serduszko i wpędził mnie w porządną niechęć do czytania książek).
Po wydarzeniach z drugiego tomu serii, Apollo udaje się z Meg na kolejną misję. Tym razem muszą udać się przez Labirynt, by poznać tożsamość trzeciego cesarza oraz wyzwolić z jego rąk kolejną wyrocznię. Jakie przygody ich czekają? To w książce!
O bohaterach mogłabym się długo rozpisywać. Są świetnie wykreowani i zapadają w pamięć jeszcze mocniej. Na szczególną uwagę zasługuje postać Apolla. Coraz wyraźniej widać jego przemianę na przełomie powieści, jak i całej serii. W książce wracają kolejni bohaterowie znani z poprzednich książek autora. W autorze włączył się jednak tryb George'a R. R. Martina i na przykład zabija kilka dość znaczących postaci.
W książce powraca też dobrze znany humor. Jest on utrzymany na tym samym poziomie co w poprzednich pozycjach autora. Jest go jednak mniej z powodu trochę innego klimatu książki (tryb George'a Martina i te sprawy).
Z porównaniu z poprzednią częścią, akcja płynie duuuużo szybciej. Wpływają na to liczne zaskakujące wydarzenia i szokujące zwroty akcji. Książkę wręcz pożarłam.
Na minus działa tylko powtórzenie schematu z poprzednich tomów serii. Ponownie bohaterowie udają się na poszukiwanie wyroczni, którą odbijają z rąk złych cesarzy. W między czasie szukają nowych osób, które mają im pomóc w wyzwoleniu wyroczni oraz walczą z kolejnymi potworami.
Uważam jednak, że "Labirynt Ognia" jest najlepszą częścią serii (przynajmniej na ten moment, na wydanie czekają jeszcze dwie części!), a nawet że jest jedną z lepszych książek Ricka Riordana .