Ciekawy pomysł utopiony w upiornej zalewie seksistowskiego, rasistowskiego i szowinistycznego bełkotu autora, wychwalającego w zadziwiającym festiwalu hipokryzji libertariańskie wartości w połączeniu z kłamstwami i masowymi mordami czynionymi przez autorytarnych wodzów rewolucji w imię "wolności" i "równości". Szczerze pisząc niedobrze mi się robiło w czasie lektury co bardziej ideologicznie odmóżdżajacych fragmentów tekstu i chamskich wstawek wyrażających typowe dla Heinleina uprzedzenie i kompleksy: "... większość sali stanowili mężczyźni, ale kobiety nadrabiały głupotą...". Bohaterki kobiece to wyłącznie mamuśki i kuchty, co współcześnie razi niemiłosiernie i każe współczująco pochylić się nad poziomem intelektualnym autora. Zdaję sobie sprawę, że ta powieść jest wykwitem swojej epoki, ale wolałbym o niej jak najszybciej zapomnieć. Druga gwiazdka za sam pomysł, ale jak się mocniej zastanowić, to może i niezasłużona, bo jego realizacja opisana jest w mocno naiwny i nierealistyczny sposób.