„Bez względu na wszystkie cuda, jakie widziałem, czy wszystkie pałace, w których mieszkałem, nie mam korzeni, jestem wędrowcem, włóczęgą. „Pewnego dnia gdzieś osiądziemy. Pewnego dnia znajdziemy dom”, obiecywał zawsze mój pan. Nigdy nam się to nie udało. Nie mam domu. To on był moim domem.”
„Mam na imię Jutro” to kolejna cudowna książka, która dołączyła do serii butikowej. Dibben ma wyjątkowy i bardzo elegancki styl pisania dzięki któremu przez książkę się płynie. Cała historia jest przepiękna i nie brakowało podczas jej czytania wielu wzruszeń. Jednak odrazu na początku zaznaczam, że nie jest to historia dla dzieci. Nawet młodzież w moim odczuciu może mieć z nią jeszcze problemy. Wszystko przez kwestie jakie autor porusza, a raczej sposób w jaki to robi.
Historia którą poznajemy jest o prawdziwym oddaniu, wierności i życiu. Opowiada jest z perspektywy psa o imieniu Jutro. To z jego wspomnień możemy poznać życie jakie wiódł u boku swojego pana, a zarazem przyjaciela. Pełne było ono podróży, poświęcenia i owocowało w poznanie wielu ciekawych osób. Jednak pewnego dnia pan znika, a wierny psiak latami czeka na niego w miejscu, w którym byli ostatni raz razem. Jednak w końcu decyduje się na podróż w celu poszukiwania pana, a towarzyszy mu w tym bezpański kundelek Sporco. I tutaj zaczyna się prawdziwa, fascynująca przygoda, która obfituje w wiele wzruszających oraz pouczających historii. Przygody dzięki której z boku przyglądamy się różnym ...