Nie jestem typem alpinisty, a nawet na drabinę wchodzę tylko na czwarty szczebel, jednakże wspomnienia himalaistów, alpinistów i taterników uwielbiam czytać. Są to książki bardzo pocieszające, takie opowieści o sile ducha, o woli walki z przeciwnościami, książki, w których nie ma polityki, za to jest człowiek i żywioł natury.
W tej książce Kukuczka opisuje warunki i okoliczności, gdy zdobywał 14 ośmiotysięczników. Mówi o tym, jak to zdobywano fundusze i materiały w komunistycznych czasach, jak to wyposażenie i nasze polskie dewizy różniły się od tych Zachodnich, opowiada o przyjaciołach i rywalach, o warunkach w górach. Każda góra została rozrysowana i podano trasę.
Bardzo tragiczne są opisy śmierci dwóch przyjaciół, w tym Tadeusza Piotrowskiego, którego wspomnienia górskie też czytałam.
Po co takiemu nizinnemu człowiekowi jak ja książki o górach? BO uczą mnie pokory wobec natury. Mieszkam w takim końcu Polski, gdzie zimy są 'z rozmachem', lata upalne i w ogóle trzeba się dostosować. I tego uczą książki alpinistów.
Kukuczka opowiada też o tym, że wspinał się, gdy urodzili mu się synowie. Inni jego przyjaciele też szli w góry, gdy ich żony były w ciąży. Jaki więc musieli oni mieć przymus wewnętrzny, żeby iść i zostawić rodzinę. Nie potępiam, ale próbuję zrozumieć.
Jeśli chodzi o uczucia tam hen w górach, to książka Kukuczki nie jest najgłębszym przykładem. Są bardziej emocjonalne wspomnienia. Kukuczka pisze po żołniersku, i nie roztkliwia się nad ...