„Na rozkaz miłości” przenosi nas do schyłku XIX wieku, gdzie kobiety w kitlu lekarskim były rzadkością. Jakież było zaskoczenie kapitana Matthew Hangera, gdy ze swoim rannym człowiekiem podjechał pod miejsce wskazane przez miejscowego, krzyknął „Doktorze Joe!” A jego oczom ukazała się kobieta: młodsza od niego, sarkastyczna, piękna, przeciwniczka wojny. Josephine szybko zyska zaufanie rozstawionego jeźdźca, od pierwszych chwil będzie dobrze czuła się w jego towarzystwie, doceni jego szacunek wobec siebie. Czas trwania ich znajomosci będzie jednak ograniczony: jeźdźcy po tygodniu mają opuścić mieścinę, a ona zostanie tam, by dalej pełnić swoją funkcję.
Los będzie jednak przewrotny, postawi Josie pod ścianą, a jedyną osobą, która będzie w stanie jej pomoc będzie Matthew i jego drużyna.
Klimat Teksasu, pościgi konne, nierozerwalne przyjaźnie, niebezpieczeństwo czmychające na każdym kroku, romans między dwójką osób mających całkiem inne podejście do życia: ona przysięgała je ratować, on niejednokrotnie je odebrał. To wszystko i wiele, wiele więcej oferuje nam „Na rozkaz miłości”. Prolog jest straszny, podczas czytania drugi raz po prostu go ominęłam, jednak dalsze strony są idealnie wywarzone. Autorka trzyma nas w napięciu, ma bardzo plastyczny styl pisania: czułam się, jakbym ruszała w pościg razem z bohaterami, odczuwałam ich emocje, nieustannie towarzyszyło mi napięcie. Niejednokrotnie bałam się o czwórkę mężczyzn i kobietę, zasta...