Przyznam, że wcześniej nie czytałam żadnej książki Agaty Przybyłek poza krótkim opowiadaniem w „Przytulajce”. Generalnie, czytuję raczej kryminały i thrillery, ale oczywiście nie pogardzę też dobrą powieścią obyczajową, a przeczytanie tego tytułu to... najlepsze, co mnie spotkało w ostatnim czasie! 🙂
Już po zapoznaniu się z opisem wiedziałam, że motyw Podhala w książce kupi mnie całkowicie. No i miałam nosa! Ach, cóż to jest za książka... Ale od razu wyprowadzam Was z błędu, żebyście nie myśleli, że jest słodko i cukierkowo, co to, to nie! Autorka porusza bowiem bardzo trudne tematy związane ze skomplikowaną relacją rodzinną. Jest to opowieść o ciężkich rozstaniach, nowych początkach, o wybaczeniu i drugiej szansie, no i po prostu o miłości, ale nie tej łatwej.
Cudowni bohaterowie, Olga i Janek zawładnęli moim sercem i nie mogę się doczekać kontynuacji ich losów.
No i wspomniane już, moje ukochane, Podhale... autorka opisywała krajobrazy tak autentycznie, że niemal czułam się, jakbym była tam razem z bohaterami.
„Najlepsze, co mnie spotkało” to książka, którą pochłoniecie jednym tchem i która zaserwuje Wam ogromną dawkę emocji, zarówno tych cudownych, jak i tych niezwykle bolesnych.
Bardzo, bardzo, bardzo polecam, ja jestem zachwycona!
I tylko ciagle się zastanawiam, któraż to podhalańska wioska zainspirowała autorkę... 😉
Ocena: 10/10 ⭐️