"Patrzę na świat już od tak dawna i wciąż go nie widzę"
To nie jest mój ulubiony gatunek literacki, jak już pewnie wiecie, ale Córuś polecała i chwaliła. A ja Córci wierzę przecież 😃, no i dałam się namówić. A więc:
Mamy początek roku (luty) 2093, Wirginia - Zjednoczone Terytoria Ameryki Północnej. Departament Ograniczeń, przy okazji rutynowej kontroli znajduje pewne dokumenty sprzed 20 lat, jeszcze przed Wielką Korektą. To właśnie te dokumenty pisane w formie swoistego pamiętnika, są dokładnym zapisem tego co działo się od czasu przypadkowego wynalezienia leku na nieśmiertelność, a właściwie leku na starzenie się. Twórca owych zapisków to John Farrell 29-letni prawnik.
Przyznaję, że to przerażająca wizja, jeśli kiedykolwiek miałaby się ziścić. Większość z nas pewnie powitałaby taki wynalazek, taki lek jak coś bardzo potrzebnego i przydatnego, powitałaby go z radością, bo któż by nie chciał ciągle żyć, zwłaszcza że miałby wciąż młode ciało i zero zmarszczek i chorób tak zwanego wieku starczego. Jednak ilu z nas faktycznie, wśród tej euforycznej radości, zastanowiłoby się nad konsekwencjami takiego stanu rzeczy? Nad prawdziwymi konsekwencjami, nie tylko takimi, że przysięga małżeńska nabrałaby w takim przypadku zupełnie nowego znaczenia? Nad konsekwencjami natury ogólnoludzkiej, globalnej...
Ta książka jest właśnie o tym, że ludzkość najpierw "robi", a długo, długo potem (jeśli w ogóle) myśli. Też o tym, jak niektóre kraje, głównie Rosja i Chiny radzą sobie z tymi "konsekwencjami". Oraz o tym, co z tego wszystkiego wynika. W moim odczuciu to bardzo smutna książka i czytałam ją z wielkim zaciekawieniem, ale i jakąś dziwną przykrością. Nie życzyłabym ani sobie, ani nikomu innemu by musiał skorzystać z usług serwisu końcowego, zwłaszcza tego "twardego". Nie mogę też, nie wspomnień o okładce, która moim zdaniem jest strzałem w dziesiątkę swoją trafnością i wymownością i bardzo bardzo mi się podoba.