Fragment powieści:
Celina stanęła nad śpiącą siostrą z koszykiem w ręku. Była ubrana w jasny batystowy szlafroczek, bose nogi obuła w sandałki. Jasno-kasztanowate włosy splecione luźno w warkocz spadały jej na plecy.
Z irytacją zsunęła kołdrę z twarzy śpiącej dziewczyny. - Co za śpioch z niej - pomyślała z pogardą pomieszaną z gniewem. — Razem wróciłyśmy z dożynków z Pałukowa i ja już wstałam, a ona wyleguje się jeszcze. I miałysmy przecież dziś obydwie pójść na grzyby...
— Halinko wstawaj — zawołała, ale dziewczyna nie poruszyła się.
Potrząsnęła ją za ramię.
Śpiąca drgnęła i otworzyła oczy. Ciemno-piwne źrenice spojrzały z wyrzutem w twarz siostry i powieki znów spadły na nie, a długie rzęsy rzuciły cień na smagłe policzki.
Celina nie dała za wygraną. — Dosyć tego spania wstawaj. Mamy iść na grzyby...
Halina wycisnęła głowę głębiej w poduszkę.
— Nie pójdę. Jestem zmęczona i senna — oznajmiła stanowczo.
Celina popatrzyła na nią z wyrzutem. — Leniuch. Wzruszyła ramionami i wyszła z pokoju. Minęła salonik, wzeszła do jadalni. Przez oszklone drzwi wychodzące na werandę skierowała się do ogrodu.
Dochodziła dopiero godzina piąta rano i w domu i w ogrodzie panowała cisza. Słońce mieniło się kolorami tęczy w kroplach rosy na kwiatach, krzewach i trawie, powietrze przesycone było wonią przeróżnych roślin pachnących, rozbrzmiewało szczebiotem i śpiewami ptaków, bzykaniem i brzęczeniem owadów; z dali dochodziło porykiwanie bydła.