Fragment: Pan Stanisław Zawadzki, młody, przystojny i energiczny dyrektor poważnej spółki akcyjnej, siedząc przy biurku w gabinecie zmiął z irytacją list, który czytał, wrzucił go do kosza i nacisnął guzik od dzwonka, przymocowanego przy biurku. Ostry przeciągły ton dzwonka zabrzmiał dwukrotnie na sali maszynistek w tak zwanym sekretariacie. Na odgłos jego podniosła się z nad maszyny do pisania Irena Korjatowiczówna, młoda szczupła panna o bladej twarzy i smutnym spojrzeniu. Była przystojną, rasową, wiało od niej chłodem dobrego wychowania i godności własnej. Z notatnikiem w ręku skierowała się do gabinetu i spokojna opanowana siadła po drugiej stronie biurka, gotowa do pracy. Stanisław dyktował szybko, nerwowo, nieuważnie, gubiąc wątek myśli, co zmuszało stenografistkę do zatrzymywania ręki i spoglądania na niego wzrokiem zdziwionym.