Z przykrością stwierdzam iż panowie muzycy nie zachwycili mnie zbytnio swoją historią . Nie lubię książek nie dokończonych, zwłaszcza kiedy jestem tym niedokończeniem zaskakiwana. Tutaj, jak w każdej serii spodziewałam się że Jeanette Kihlberg, komisarz policji, poprowadzi jedną sprawę do końca, w drugiej części następne śledztwo, w trzeciej kolejne itd. Taka teraz moda nastała wśród autorów kryminałów, że piszą seriami. Ok, nie mam nic przeciwko, tylko niech każda sprawa zostanie doprowadzona do końca. W wypadku '' Obłędu '', takie coś nie zaistniało, wręcz odwrotnie, wykluły się na końcu nowe okoliczności, które zagmatwały całą historię jeszcze bardziej. Absolutnie nie podoba mi się coś takiego. Co jeszcze mam do zarzucenia tej pozycji ? Ja strasznie nie lubię reklam, znajomi wręcz mówią, że mam na nie alergię, jednak świat w którym żyjemy w tej chwili wygląda tak, że reklamy są coraz bardziej agresywne i dopadają nas dosłownie wszędzie, więc i mnie nie udaje się ich całkowicie unikać, dlatego po tej być może ciut przydługiej dygresji, przywołam jedno zdanie z reklamy właśnie. Otóż jakiś czas temu usłyszałam coś takiego '' Jak coś jest do wszystkiego, to znaczy że jest do niczego '' . To był slogan z reklamy i chociaż nie pamiętam już zupełnie jakiego produktu dotyczył, zdanie gdzieś tam w zakamarkach mojej pamięci, przetrwało. Mało tego że przetrwało, to jeszcze uaktywniło się przy okazji tej lektury. Dlaczego ? Ano dlatego że odniosłam wrażenie, że autorzy wepchnęli...