„Od nowa” to chwilowy, relaksujący przerywnik pośród bardziej wymagających lektur, pod znakiem których upływa końcówka mojego 2020 roku. Sięgnęłam po nią pod wpływem recenzji serialu pod tym samym tytułem oraz jego pierwszych odcinków.
Powieść Jean Hanff Korelitz to lekka proza obyczajowa z wątkiem kryminalnym. Nie jest to jednak wątek pierwszoplanowy, choć początkowo stanowi oś, wokół której skupiają się wydarzenia. Z czasem staje się wyłącznie tłem, na którym nakreślony zostaje psychologiczny portret kobiety w obliczu utraty całego dotychczasowego życia.
Akcja osadzona jest przede wszystkim w przyjemnych realiach Nowego Jorku, wśród jego zamożnych mieszkańców, robiących kariery i posyłających dzieci do prywatnych szkół. Z czasem przenosi się do sennego, prowincjonalnego miasteczku gdzieś na wschodnim wybrzeżu. Ale jak zwykle w takich opowieściach, pod płaszczykiem wielkomiejskiego blichtru kryje się drugie, bardziej ponure dno.
Zaczyna się oczywiście od zabójstwa. Później czyjegoś tajemniczego zniknięcia. A jeszcze później poukładane życie bohaterki w ciągu jednego dnia rozpada się w proch. Wszystko, w co wierzyła, co wiedziała, co znała, okazuje się ułudą. Powieść dobrze oddaje targające nią emocje - zagubienie, dezorientację, niepewność i ich ewolucję w czasie, mozolne budowanie od podstaw swojej tożsamości i układanie sobie życia od początku.
"Od nowa" to także opowieść o powierzchownych, płytkich relacjach, niezrozumieniu, braku ...