Żywię mieszane odczucia wobec tej książki - na jej podstawie wywnioskować można, że wszyscy byli źli (i posługiwali się mową nienawiści, obojętnie od prezentowanego przez siebie obozu politycznego), podejmowane próby zmian były złe (w wersji łagodniejszej: zbyt opieszałe, nieprzemyślane), polityka była zła (i w dodatku to był straszny bardak)... A ulubionym słowem autora jest przymiotnik 'manichejski'.
Poczułam się rozczarowana, bo zapowiadało się ciekawie.