"- Jaka była? - zapytał niespodziewanie.
Aleks musiała być powściągliwa. Jaka była M...? Szalona, nieprzewidywalna, pełna pasji, ale też mroku i niepokoju, czyli czegoś, czego jednocześnie można się bać, choć było fascynujące."
Macie czasami problemy z napisaniem opinii na temat danej książki?
Ja właśnie miałam problem przy "Płonę" Wojciecha Magiery. I nie, nie dlatego, że była zła. Po prostu nie wiedziałam, jak ugryźć to, co dostarczyła książka. Czuję się trochę zdezorientowana, a jednocześnie mocno zaintrygowana. Powiedzieć, że "Płonę" zapada w pamięć, to nic nie powiedzieć. Wryje się jak natrętna głupia melodyjka, która o dziwo nie chce opuścić zakamarków głowy. Porównanie może nie do końca przemawiające, ale chodzi mi o to, jak bohaterowie i wydarzenia pozostają z czytelnikiem na dłużej.
Historię Magdaleny "M" Dąbrowskiej poznajemy z kilku perspektyw, choć z początku nic się na to nie zapowiada. I tu wielkie brawa, bo na początku byłam zagubiona poznając kolejnych bohaterów. Po co? Dlaczego? Dopiero później zaczęła klarować się sytuacja, a drogi bohaterów zaczęły się przecierać.
"Płonę" daje do myślenia. Skłania ku refleksjom nad swoim życiem, nad osobami, z którymi mamy styczność. Gdzie jest granica czystej fascynacji, a dewiacji? Bo nie ma co się oszukiwać, ale bohaterowie są tutaj odkryci. Poznajemy ich naturę, nie tylko tą dobrą stronę, ale i brzydką. Pan Wojciech w bardzo ciekawy sposób przedstawił obraz człowiek...