W poszukiwaniu książki, która zaspokoi nawet najbardziej wysublimowany literacki gust spieszę z informacją, że oto moje odkrycie ostatnich lat - Sebastian Barry. Po stronie Kanaanu jest kwintesencją tego wszystkiego, co literatura piękna jako gatunek ma najlepszego do zaoferowania.
Po jej lekturze czuję zachwyt na każdym poziomie.
Książka ta oferuje czytelnikowi cala gamę doznań, od chwytającej za serce, osadzającej się na dnie historii, po język pełen metafor, pięknych fraz nad którymi nie raz będziemy się pochylali.
Narracja prowadzona w formie wspomnień podzielona jest na rozdziały odmierzające dni od pogrzebu ukochanego wnuka. Lilly Bere u schyłku swego życia powraca pamięcią do przeszłości zapraszając czytelnika w niezwykle krótka, esencjonalną i sentymentalną podróż począwszy od dzieciństwa w Irlandii i przenosząc nas do czasów emigracji w Ameryce. Tytułowy Kanaan był Ziemią obiecaną dla narodu Izraela, tym samym czym dla Irlandczyków była Ameryka, gdzie bohaterka szukała schronienia. Autor misternie i z pietyzmem opisuje dziedziczone traumy, uwypukla jak ważnym aspektem jest bezpieczeństwo, opowiada o szansach na przyszłość.
Obiecuje, że po przeczytaniu Po stronie Kanaanu sięgnięcie po inne książki tego autora.
Pozostaje w całkowitym zachwycie.