Zdecydowanie jeden z najgorszych i najsłabszych romansów sygnowanych logiem harlequina. Także kolejny wydawniczy blamaż HarperCollins Polska. Forma to chaos, styl również. Tłumaczenie ujdzie lecz opracowanie redakcyjne jest naszpikowane błędami językowymi niczym bażant na święta. Brnęłam przez tę chałturę z trudem, co rusz gubiąc się w treści lub przysypiając ze znużenia. W tej koślawej masie tylko Euphemia budzi jakieś żywsze uczucia i może Fawsett, cała reszta to nieforemne gryzmoły. Chciałabym móc powiedzieć o "Portrecie..." coś dobrego, ale nie potrafię. To rozmemłana melofarsa z luźno rozpisanych notatek, pospinanych naprędce i aby było. Groteskowy koncentrat z nieskładnej bazgraniny i redaktorskich niedoróbek. "Portret lorda" to ZUO, na które radzę nie patrzeć i omijać szerokim łukiem.