Porządny kryminał uznanego i mającego swoje grono fanów , zmarłego dwa lata temu , Mankella Henninga . To moja trzecia książka tego autora i przyznaję że mi się podobała . Konstrukcja całej kryminalnej intrygi i zabójstwa , wprost przednia . Jednak przyznaję że Stefan Lindman niemiłosiernie mnie irytował . Facet zachowywał się co najmniej dziwnie i wkurzająco . Chyba dość subiektywnie solidaryzowałam się z biedną '' kiwaną '' przez niego Heleną i to podwójnie . Po pierwsze , Helena to kobieta , tak jak ja i jest Polką , znowu tak jak ja :) . A ten typek wredny , łaskę robił że do niej raczył zadzwonić , okłamywał ją , ale po pocieszenie , przytulenie i z brudnymi ciuchami to do niej leciał . Nie wiem czy tak reagują i zachowują się wszyscy faceci u których lekarz stwierdzi guza na języku , ale Stefanek mocno przesadzał . Zawodowo znowu , też autor za bardzo mu '' pomagał '' . Stefan bowiem , zaznaczmy na zwolnieniu lekarskim i zupełnie nie w swoim zasięgu zawodowym , albo się włamuje , albo zupełnym przypadkiem , zawsze trafia na coś ciekawego i bardzo ważnego dla śledztwa . A to teczkę z ważnymi dokumentami , a to mundur SS w garderobie starszej pani . Jednak mimo wszystko oceniając całość , uważam że jest to niespieszny , rozbudowany , dokładny i estetycznie napisany kryminał . Zresztą , ciągle mam takie dziwne wrażenie , że wątek kryminalny jest tu tylko niejako '' tłem '' do pokazania , że mimo upływu tylu lat od czasów II Wojny Światowej , skrajnie prawicowe ugrupowania mają się całkiem dobrze i to nie tylko w Szwecji . Mankell zarzuca też swojemu krajowi , że i w czasie wojny , wcale nie był taki neutralny za jaki uchodził . Autor pokazuje też pracę szwedzkiej policji i to że to ludzie , nie roboty i też może im się zdarzyć zamoczenie notatnika na deszczu , tak że nie można odczytać notatek , czy awaria systemu rejestru pojazdów i nie można sprawdzić numeru rejestracyjnego podejrzanego auta . Spodobał mi się też epizod staruszka , który wychodził na dwór , stawał na chodniku i '' polował '' na kogoś , kogo mógłby zaprosić na kawę i pogadać . Bo był samotny i nie miał z kim rozmawiać . Nie wyobrażam sobie czegoś takiego w naszym kraju . Gdzie ludzie coraz bardziej odgradzają się od siebie , płotami , kratami w oknach i balkonach i coraz wymyślniejszymi zamkami . Książka jest gruba , moje wydanie liczy ponad pięćset pięćdziesiąt stron . Dużo się w niej dzieje i jest sporo postaci , jednak autor zadbał by czytelnik się nie pogubił . Co jakiś czas następuje pewien rodzaj hmmm...podsumowania , tego co już się zdarzyło . Nie ma więc szans na pogubienie się . Polecam więc ten dobry kryminał który zaczyna się od śmierci , jakże okrutnej , Herberta Molina emeryta , staruszka , wielbiciela argentyńskiego tanga i puzzli .