„Przypadki Pani Eustaszyny” jak napisano na okładce to „Książka trochę nie-poważna, a miejscami owszem. Sympatyczna, miła, przyjazna światu i ludziom.”
Zgadzam się z tym opisem w zupełności i dodam jeszcze, że takiego tempa wydarzeń zupełnie się nie spodziewałam. Wstęp do powieści zawierający krótkie przedstawienie bohaterów tej zabawnej historii nasuwa na myśl sztukę teatralną. I po zakończonej lekturze dochodzę do przekonania, że „Przypadki Pani Euataszyny” to wspaniały materiał na lekkie, łatwe i przyjemne przedstawienie z dużą ilością wątków, zabawnych sytuacji i ciekawymi sylwetkami bohaterów. Jeśli dodalibyśmy do tego niezłą obsadę aktorską to naprawdę mogłoby być miło i z humorem.
Sama bohaterka Jadwiga Krzewicz-Zagórska – starsza już nieco kobieta, przedwojenna „ahystokhatka”, która oczekuje aby tytułowano ją Eustaszyną (od imienia męża), gdyż tak jest dostojniej, wywołuje uśmiech na twarzy i wzbudza ciepłe uczucia. Jadwiga to przecież takie pospolite imię nie nadające się dla kobiety z jej pozycją…
W życiu Eustaszyny ciągle coś się dzieje. Dla niej nie ma rzeczy niemożliwych. Ta kobieta zawsze osiąga swój cel. Jeśli nie może dostać się "drzwiami", próbuje "oknem" mając w odwodzie nawet "komin". W domu dowodzi niczym herszt, a jej mąż Eustachy - całkowicie zdominowany przez żonę, nawet nie próbuje dyskutować wycofując się do swojego pokoju, gdzie czeka na niego zawsze jakiś stosik czasopism do przeczytania.
Państwo Krzewicz-Zagórscy nie mają dużej rodziny. Ich najbliżsi to bratanica męża Marcelina oraz siostrzenica pani Jadwigi – Stefania, jej mąż i dwoje dorosłych dzieci. Dochodzą do tego jeszcze znajomi i przyjaciele naszej „ahystokhatki”, których poznaje w zaskakujących sytuacjach. Eustaszyna jednak największą słabość ma do Marceliny, którą traktuje jak córkę i jest dla niej niezastąpioną ciocia Winią. Nasza bohaterka uwielbia wyzwania, a sprawy beznadziejne jeszcze bardziej dopingują ją do działania. Do załatwienia mężowi lekarza fatyguje samą minister zdrowia, bezpośrednio po operacji usunięcia woreczka żółciowego decyduje się wybrać do Wisły na spotkanie z żoną Adama Małysza, którego wprost uwielbia i dzielnie mu kibicuje. Razem ze swą przyjaciółką z dzieciństwa - Oleńką piszą powieść, odbywają wieczory autorskie i zaraz potem angażują się w tworzenie następnej części tej książki. Pani Krzewicz-Zagórska martwi się także, że jej ukochana Marcelinka źle ulokowała swoje uczucia i postanawia jej pomóc w wyborze odpowiedniego mężczyzny na resztę życia. Co z tego wyniknie i jakimi jeszcze pomysłami zaskoczy ciocia Winia przeczytacie w książce.
Dodam jeszcze tylko, że lektura wspaniale odpręża i nastraja pozytywnie, choć wyczyny pani Eustaszyny należy traktować z przymrużeniem oka. Wartka akcja, ciekawa fabuła i dobrze nakreślone sylwetki bohaterów intrygują i nie pozwalają na odłożenie książki na później. Chętnie poznałabym dalsze losy państwa Krzewicz-Zagórskich i kolejne pomysły niewyczerpanej i rozbrajającej „ahystokhatki”. Po tej powieści nie należy spodziewać się zbyt wiele, a raczej potraktować ją z humorem jako miłą i zabawną historię na wieczór. Polecam.