Książkę zamierzałam przeczytać już dawno temu ale za każdym razem odkładałam ją na później. Powód? Bo to romans, którego w książkach wręcz nie trawię i od takich zwykle trzymam się z daleka. Zwykle...bo od czasu do czasu zdarza mi się łamać w tym względzie swoje żelazne zasady ale tylko w wyjątkowych przypadkach i jestem zdania, że "Ptaki ciernistych krzewów" właśnie do takich wyjątków należą...
Nie jest to jednak rozmemłana i klasyczna opowiastka o zakazanej miłości, niosącej posmak tajemnicy czego najbardziej się obawiałam. Takie wyobrażenie o książce wyniosłam z tak chętnie kiedyś oglądanego, słynnego serialu, z którego najbardziej zapamiętałam właśnie ten wątek romansowy między Maggie Cleary, a charyzmatycznym i inteligentnym Ralphem de Bricassart. Sięgnęłam po książkę i....zdumiałam się. Powieść nie koncentruje się bowiem tylko i wyłącznie na skomplikowanych relacjach uczuciowych wspomnianej wyżej pary bohaterów, które są tutaj - na szczęście- tylko tłem dla całości historii. Zmagania całej gamy postaci z przeciwnościami losu, trudnościami z którymi muszą się mierzyć, oraz tajemnicami które układają się w skomplikowaną i przejmującą historię trzech pokoleń rodziny Clearych, to jedno. Tuż obok dramatycznych losów Maggie i jej bliskich autorka kreśli także bogatą historię oraz zamiany społeczne, polityczne i kulturowe zachodzące na przestrzeni lat w Nowej Zelandii i Australii, opisuje malownicze ale często bardzo surowe pejzaże tych miejsc oraz ciężka pracę miejscowej ludności, której sukces lub porażka są nierozerwalnie związane z kaprysami pogody. Sporą rolę odgrywa tutaj też religia, uzupełniając tło obyczajowe o zwyczaje katolickie i ich wpływ na ludzkie wybory. I to właśnie ta wielowątkowość sprawia, że powieść jest nie tylko romansującą historią miłości nie do spełnienia, ale także wielowarstwowym przekrojem społeczeństwa i epoki tamtych czasów.
Powieść, choć należy już do klasyki literatury pięknej jest nadal oryginalna i nowatorska. Nic dziwnego, że tak szybko ją zekranizowano.