Po przeczytaniu "Radia Armageddon" przypomniało mi się powiedzenie : "tak brzydkie,że aż piękne".
Zręczność w posługiwaniu się słowem pisanym,sugestywne malowanie obrazów to sztuka,która udaje się niewielu pisarzom. Pan Żulczyk ją posiadł ale to co kreuje dzięki tej umiejętności przeraża i odstręcza.
Weszłam w książkę jak w kupę gnoju.
Początkowe strony mnie zniechęciły i byłam pewna,że nie podołam,że odłożę zdegustowana i zapomnę,że kiedykolwiek byłam w TERAZ.
Świat opisany przez pana Żulczyka jest brudny,cuchnący,patologiczny ale też prawdziwy.Wprawdzie to świat daleki od mojego to jednak nie jest całkowicie oderwany od rodzimej rzeczywistości.
Niektórzy zarzucają autorowi,że przejaskrawia niektóre aspekty ale sądzę,że to jest zabieg zamierzony.Ta proza jest jak cios w twarz.Bezlitosna,obdarta ze złudzeń i upiększeń.
Brutalny świat ,w którym zwyczajność jest szara i spychana na margines.
Cieszę się,że moja młodość nie wyglądała tak jak młodość bohaterów "Radia Armageddon".Przeraża mnie jednak,że inni zagubili się w tym chorym świecie a bunt dla samego buntu zdominował wszystko,pozbawił ich chociaż iskry światła.
"Radio Armageddon" to nie jest miejsce dla każdego,to też nie jest proza dla każdego.
Ja też nie zamierzam tam wracać.