Powtórzę za autorką - tak jak czerwone gumy z kolagenem ślicznie ryją bańkę to samo robi ta książka! Kult piękna, żałoba, gigantyczne akwarium, meduzy, czerwone słoiczki i voucher w ręku, a do tego zabiegi, mnóstwo zabiegów, jeszcze więcej zabiegów z efektami ubocznymi - tego i jeszcze więcej dostaniemy w Rouge. nie sposób się przygotować na tak duża dawkę oniryzmu i surrealizmu, jaką poczęstuje nas Mona Award, w przypadku tej książki przeszła samą siebie.
Gdybym miała ulokować ją pośród pozostałych powieści tej autorki to byłaby gdzieś w połowie między Króliczkiem, a Wszystko dobrze, poza tym czuć, że jest debiutem. Stylistycznie i językowo na pewno zdaje egzamin, wyczujemy w niej także echa późniejszych książek. To taki miks Królowej śniegu i Śpiącej królewny połączony z kultem piękna, doprawiony mrokiem i niepokojącym klimatem. Znajdziemy w Rouge fragmenty ciekawe, dobre, utrwalające się w naszej pamięci, ale i takie przy których niestety czytelnik usypia. Trzeba się zastanowić czy jesteśmy gotowi na tak dużą dawkę magii, oniryzmu? Ja absolutnie nie byłam. Dlatego Rouge jest dla mnie zaskoczeniem.