Trochę się waham przy ocenie tej książki, najchętniej dałabym jej "powyżej przeciętnej", bo do tak rzeczywiście dobrej trochę jej brakuje.
Lubię czytać książki dla młodzieży, ta jest wybitnie YA, co nie jest dla mnie problemem, ale fakt, że może za bardzo czerpie z ikonicznego już wzorca Harry'ego Pottera odrobinę mi zawadza. Znów mamy szkołę magii dla szczególnie uzdolnionej młodzieży, list z zaproszeniem na rozmowę, tu mamy nawet coś w rodzaju egzaminu wstępnego, rozpoznawany jest rodzaj magii, do którego predestynowany jest konkretny uczeń. Szkoła kształci w magii nordyckiej, co akurat nie dziwi biorąc pod uwagę narodowość autorki. Poznajemy cztery dziewczyny, które przyjeżdżają na wstępną kwalifikację - każda jest inna, każda ma swoje słabe i mocne strony, każda chce dostać się do szkoły, choć każda z innego powodu. Wszystkie się dostają, od nowego roku szkolnego zamieszkują razem i przeżywają wzloty i upadki zarówno w przyswajaniu wiedzy, jak i w życiu osobistym. Szkoła jest niby koedukacyjna, ale panuje zdecydowana rozdzielność płciowa, chłopcy i dziewczyny nie powinni się ze sobą kontaktować - jak to bywa w takich przypadkach oczywiście do kontaktów dochodzi, rodzą się pierwsze zauroczenia, a przed wiosennym balem niezwykle istotne jest, czy ktoś kogoś zaprosi...
Drugą stroną medalu jest fakt, że jedna z dziewcząt, Victoria, jest wyjątkowo wyczulona na emocje innych i wyczuwa ducha dziewczyny zamordowanej wiele lat temu na terenie szkoły. Po rozmaitych pierepałkach wszystkie cztery obiecują duchowi, że odkryją zabójcę. Tymczasem zaczynają się dziać dziwne rzeczy, w czasie świąt ktoś atakuje jedną z uczennic, nauczyciele starają się wyciszyć sprawę, a dziewczyny co chwilę podejrzewają kogoś innego o zamachy. Końcówka jest dynamiczna, dramatyczna i nie wyjaśnia wszystkiego, choć obecne zagrożenie zostało zażegnane, to nadal nad czwórką przyjaciółek wisi obietnica - że wykryją mordercę
W sumie - nie jest to źle napisane, przeczytałabym z przyjemnością, ale dwie kwestie mnie zraziły:
1. Autorka zabiła zwierzęta. Bez sensu moim zdaniem, co mnie do niej zniechęca.
2. Zirytowała mnie tłumaczka, choć teoretycznie i słownikowo użyła formy dopuszczalnej, to dla mnie jest ona kompletnie nieakceptowalna - chłopacy. Nie jestem w stanie tego znieść, gryzie mnie wszędzie, jak czytam:
Czyli co, chłopacy i dziewczyny w ogóle nie mogą się ze sobą kontaktować?
ewentualnie:
Zapewne pośredniczką była Molly, bo chłopacy mieli absolutny zakaz przebywania w żeńskich pokojach.
dostaję szczękościsku. No co ja poradzę, że uczyłam się w innych czasach i moi poloniści za coś takiego waliliby dwóje? Teraz się już nie przestawię.... Co nie przeszkadza, że przeczytam ciąg dalszy, bo jestem ciekawa, kto zabił.