„Rozgrywka” J.Sterling to pierwszy tom cyklu „The Perfect Game”, który opowiada o dwojgu młodych ludzi. Cassie i Jack to kompletne przeciwieństwa. Ona spokojna i rozważna, a on mający o sobie wysokie mniemanie zawodnik studenckiej drużyny baseballowej. Czy te dwa światy mogą żyć w zgodzie? Czy Cassie da się uwieść największemu podrywaczowi na uczelni? Czy Jack zdoła się zmienić?
Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to przesadna słodycz. Nie będzie wielkim zaskoczeniem, jeśli napiszę, iż Cassie i Jack podejmują próbę bycia razem. Choć to nie jest straszne. Straszne jest to, że wszystko kręci się wokół nich. Zdominowali książkę całkowicie i w zasadzie równie dobrze mogliby być jedynymi bohaterami. Podczas czytania czułam się przytłoczona i cieszyła mnie każda wzmianka o Deanie, bracie głównego bohatera. To była jedyna postać, którą naprawdę polubiłam i za którą będę tęsknić. Reszta? Jest mi kompletnie obojętna.
Kolejna kwestia to schematy. Niestety fabuła jest do bólu przewidywalna, nad czym ubolewam. Sam styl pisania jest w porządku, ale ta fabuła… Bolało. Czułam się rozdarta i w związku z tym sama nie wiem, co myśleć o książce. A wystarczyłoby zaskoczyć czytelnika w taki sposób, by szczęka wylądowała na podłodze. Niestety.
Jednak bardzo podobały mi się dialogi pomiędzy zakochanymi, gdyż potrafili obdarzać się trafnymi ripostami, co wywoływało na mej twarzy szeroki uśmiech. Genialne. To jedna z dwóch rzeczy, które podobały mi się w książce – druga to Dean, którego, jak już pisałam, było zdecydowanie za mało. Szkoda, ponieważ jego osoba była według mnie najbardziej wartościowa.
Gdyby ktoś zapytał mnie, do czego porównałabym czytanie tej książki, odparłabym, że do patrzenia w gwiazdy. W pierwszej chwili widok robi wrażenie, ale z czasem, z braku dynamiki, obraz staje się monotonny. Niby ładny, ale jednak coś jest nie tak. Dokładnie tak samo jest z tą książką. Zachwyca, ale szybko traci się zapał.
Jednak mimo wielu minusów uważam, iż książka spodoba się docelowemu odbiorcy, czyli młodzieży. Nastolatki będą czytały z wypiekami na twarzy, a przecież właśnie o to chodzi. Nie będą się doszukiwać jakiejś głębi, będą po prostu przeżywać miłosne rozterki. I o to chodzi. To przecież nie jest książka naukowa. Ma relaksować, zajmować myśli i bawić. I taka właśnie jest.