Książka „Rzeczy, których nie wyrzuciłem” jest zbiorem esejów poświęconych matce autora. Marcin Wicha, bo o nim owa, po jej śmierci musiał uporządkować jej mieszkanie i zdecydować, co zostanie, a co zostanie wyrzucone. Właśnie ta sytuacja była punktem wyjścia do odbycia (nie)sentymentalnej (bo matka nie znosiła sentymentalizmu) podróży. Wspomnienia stają się podstawą do napisania książki. Podejmuje ona tematy żydowskiej tożsamości, peerelowskiej codzienności, rodziny oraz żałoby.
Autor zadaje pytanie: co pozostaje po śmierci bliskiej osoby? Jest to opis pożegnania ze zmarłą matką, która nadal żyje w przedmiotach, które pozostawiła. Tematyka jest naprawdę trudna, bo przecież pisanie o śmierci nigdy nie należy do łatwych. Autor jednak nie słodzi i może się okaać, że wcale nie polubimy opisu matki, który został przez niego wykreowany.
Pierwsze, co doceniłam w tej książce, była jej minimalistyczna okładka. W środku jest podobnie: oszczędny styl. Krótkie, urwane zdania. W książce są wyczuwalne emocje i uczucia, ale…
Właśnie, ale co? Wiem, że ta książka podoba się wielu osobom. Jednak ja z ogromną trudnością ją skończyłam. Autor opisuje różne historie związane ze swoja matką. Często, ale nie zawsze jest w nich główną bohaterką. Każdy z rozdziałów opisuje coś innego, są pozornie ze sobą niezwiązane, ale tworzą całość, która do mnie po prostu nie przemówiła. Brakowało mi w tej książce czegoś takiego, co mogłoby mnie przy niej utrzymać na dłużej.
Powiem Wam, że mam problem z oceną tej książki. Jako czytelniczka chciałabym jej coś zarzucić, napisać coś krytycznego, ale moje wewnętrzne „ja” wręcz krzyczy, że nie wypada. Bo jak to tak, napisać, że momentami nużyły mnie opisy wspomnień autora? Że mam wrażenie, że nie wyraża się o niej dobrze? Jedną z nielicznych zalet, które doceniłam była objętość książki i to, że naprawdę przeczytałam ją dość szybko. Chociaż to może wynikać z tego, że sama sobie narzuciłam takie tempo.
Uważam, że warto przeczytać tę książkę tylko po to by wyrobić sobie o niej własne zdanie. I warto przeczytać wcześniej o czym ona jest, by nie być takim starszym arcytworem, jak ja.