Porzućcie wszelkie wymagania, ci, którzy bierzecie się za tę książkę, a będziecie nawet usatysfakcjonowani :P
Naczytałam się opinii, że to wielkie gie, że nie da się czytać bez irytacji i chęci szybkiego porzucenia, że to chamówa na kołach i w ogóle tragedia.
No fakt, są elementy które potrafią wyprowadzić z równowagi a nawet doprowadzić do pionowego startu, tych co wrażliwszych.
Koledzy naszego głównego bohatera, oraz on sam, choć w mniejszym stopniu, niezbyt dobrze odnoszą się do kobiet. Traktują je co najmniej przedmiotowo. Trochę jak dychające gumowe lale no. Co tu ukrywać.
Tylko, że tego typu scen jest dosłownie kilka, da się policzyć na palcach jednej ręki i jak się to przeboleje, albo puści w niepamięć to wyłania się całkiem przyjemna opowiastka z gatunku darcie kotów, ona go nie chce on ją ma za wyzwanie itd.
Bo naprawdę James jako bohaterka daje Sebastianowi nieźle popalić. Ona mogłaby pociągnąć niejedną kiepską historię tak, że stałaby się niezła ;)
Sam Oz też nie jest z tych najgorszych. Wkurzył mnie, że sobie urządzał kotłowanie pościelowo-ścienne z inną babą już po poznaniu bohaterki, ale no z dnia na dzień człowiek się nie zmienia. A przynajmniej ma prawo się nie zmienić. Ważne, że jak już ustawił azymut na James to inne kobiety nie istniały ;)
Nie wymagajcie od ‘Jak poderwać drania’ cudów. To takie czytadło, na czas gdy nie chce się myśleć a chce się czegoś totalnie lekkiego.
Tak, można się wkurzyć na męskich bohaterów, można się oburzyć. Tylko, że gdy przymknie się oko na niedoskonałości, wyłania się naprawdę przyjemna historia miłosna ;)
Oczywiście to nie jest nic odkrywczego i czytanie tej powieści nie dokona w Was jakiegoś objawienia. Ale czasem durnotka przy której można wyłączyć trochę mózg się przydaje.
Nie było źle, ba, myślałam, że będzie znacznie gorzej ;)