Mimo, że Marca Levy'ego uwielbiam, to tej pozycji nie mogę ocenić maksymalnie. Po opisie książki spodziewałam się wielkiej walki odwiecznych wrogów, jakiegoś apokaliptycznego starcia i ostatecznego rozstrzygnięcia. Tymczasem dostałam, owszem przyjemną w odbiorze, ale "tylko" historię miłosną i do tego napisaną jakby na szybko.
Dwoje przedstawicieli wrogich sobie obozów: Bożego i szatańskiego otrzymują misję: w siedem dni przeciągnąć na swoją stronę jak najwięcej ludzkich dusz. Nawet się dobrze nie "rozkręca" to przeciąganie, bo bohaterowie się spotykają i... tutaj powieść zmienia swój gatunek i staje się romansem.
Dodatkowo nie spodobała mi się zbytnio wizja Stwórcy jako Pana i Dyrektora firmy, a diabła jako Prezesa. Czyli Niebo i Piekło mają być wielkimi korporacjami? Jakoś mi się to nie widzi.