Bałam się tej książki, przyznaję się bez bicia. Obawiałam się historycznych faktów i tego, że jeżeli akcja zostanie źle poprowadzona to umrę z nudów. Kojarzycie książki Jürgena Thorwalda? Tak, to ten koleś od m.in."Stulecia chirurgów". On pisał historyczne książki, ale w taki sposób, że pałam do nich miłością.
I opowieść snuta przez Kate Winkler Dawson jest podobna. Zero nudy. Zero historycznych wywodów. Za to rosnący niepokój o to, jakim powietrzem oddychamy.
Londyn, 1952. Grudzień. Zima, a wraz z nią chłód zmuszający Londyńczyków do wzmożonego palenia w kominkach tzw. nutty slackiem. M.in. właśnie to przyczynia się do powstawania corocznego peasouper. Jednak tym razem mgła trwa i trwa 🌫 Poznajemy bohaterów, prawdziwych ludzi, którzy ją przeżyli często tracąc bliskie im osoby. Mgła okazuje się mordercza nie tylko w trakcie jej trwania, ale także długo po jej odejściu. 12 tysięcy ofiar. Londyn pogrąża się w ciemności i chaosie. Jednak nie tylko mgła zabijała w tym czasie. We mgle czaił się on. Chuderlawy mieszkaniec Rillington Place 10 (ta ulica już nie istnieje - mówię na wypadek, gdybyście już planowali wycieczkę) zabijał kobiety. Wybierał takie, za którymi nikt nie zatęskni. Jednak czy kobiety, które poznajemy w książce, to jego jedyne ofiary? Uważam, że nie. Jego zeznania za każdym razem są tak odmienne, że trudno się połapać co jest prawdą, a co nie.
Jeżeli King swoją "Mgłą" nie sprawił, że boisz się tego zjawiska atmosferycznego, to " Śmierć wisi w powietrzu" z pewnością to uczyni.