Opinia na temat książki Stacja tajga

@tsantsara @tsantsara · 2019-11-25 20:20:17
Przeczytane Azja Centralna (poradziecka, Mongolia, Nepal, Tybet) O Rosji Literatura czeska (i słowacka)
Petra Hůlová jest jeszcze dziś stosunkowo młodą autorką, ale jej powieść o tajdze, o zderzeniu cywilizacji radzieckiej z tradycyjną społecznością syberyjskiego ludu Karów (chodzi w rzeczywistości o Koriaków? Kereków? Chantów?) wydaje się bardzo dojrzałym dziełem. A napisała je już w wieku 29 lat. To prawda, że większość wybitnych utworów światowej literatury pisali autorzy, którzy nie byli starsi, ale dziś są inne czasy, dojrzewa się dłużej, więc to jednak nieco zaskakuje...

Dojrzałość (a może należałoby pisać: brak iluzji co do człowieka a zwłaszcza człowieka radzieckiego?) tego utworu polega m.in. na tym, że wszystkie okropieństwa, o których opowiada, przedstawia w taki sposób, iż wiemy, że tak właśnie musiałoby się to odbyć, że właśnie tak może wyglądać tam dzień powszedni, a przy tym nie ocenia swych bohaterów - mało tego - pozwala uwierzyć, że w tym środowisku rzeczy inaczej nie mogły się potoczyć. Potwierdzają to reportaże z tamtych terenów. Na dodatek my, którzy mieliśmy szansę zetknąć się z socjalistyczną rzeczywistością bezpośrednio, wewnętrznie natychmiast wiemy, że to wszystko - psychologicznie i społecznie - bezwzględna prawda, to mogło się zdarzyć - podpowiada to nam nasze doświadczenie. Czyżby Hůlová zdołała to w lot poznać podczas swych podróży do Mongolii w roku 2000 i 2001 (miała zaledwie 21-22 lat)? Bo obraz postsowieckiej i sowieckiej rzeczywistości jaki się wyłania z kart powieści jest spójny i nie zatrzymuje się na powierzchni - sięga w głąb ludzkich dusz (o ile przyjmiemy, że każdy człowiek ją mimo wszystko ma).

Według mnie poprzez tę powieść można pośrednio zrozumieć, dlaczego wciąż nie możemy pojąć Rosji i jak błędnymi kategoriami posługujemy się, starając się ją poznać i pojąć. Uosobieniem takiego naiwnego, nieświadomego Europejczyka, jest główny bohater Doran Hablund - zamożny Duńczyk, człowiek mający wszystko, dlatego tęskniący za czymś więcej - przygodą i doświadczeniem dzikości, których cywilizowany świat u boku kochającej żony nie może zapewnić. Chce poznać białe plamy na mapie świata, odkryć tajne rytuały ginącego syberyjskiego ludu, których nikomu nie udało się wcześniej zarejestrować i...ma, czego chciał - podziela los dawnych misjonarzy, choć, wydawałoby się, jedzie do kolebki postępu i cywilizacji humanizmu. Bo nikt za żelazną kulturą do dziś nie jest sobie nawet w stanie wyobrazić takiego stanu upadku więzi społecznych, rozkładu państwa i bezprawia. A rzeczowe informacje, jakie wydostają się poza granice, są starannie przygotowaną propagandą. To dlatego brak jakiejkolwiek płaszczyzny porozumienia, kiedy ocenia się np. przejście Armii Czerwonej w czasie 2 wojny światowej przez wschodnią Europę i falę gwałtów zbiorowych na kobietach - z perspektywy czerwonoarmistów nic tym kobietom przecież nie zrobili - ot tylko trochę seksu, należy się wdzięczność.

Nie wiem, w jaki sposób autorka prowadziła swój rekonesans, ale efekt, jaki w jego wyniku otrzymujemy w powieści bez wątpienia bardziej przemawia do wyobraźni niż jakakolwiek rozprawa etnologiczna, jaka pewnie też mogłaby powstać, gdyby istniały wiarygodne archiwa i materiały, które można by badać (Hůlová jest z wykształcenia kulturoznawcą i mongolologiem).

Co do samej narracji, w powieści został zastosowany sprytny trik: ponieważ opowiedziana historia jest w gruncie rzeczy bardzo prosta i można by ją pewnie streścić w trzech zdaniach, podobnie jak Hablund, nie wiedzący, z uwagi na słabą znajomość języka i realiów otaczającego świata, co się wokół niego dzieje, i my dowiadujemy się o poszczególnych wydarzeniach powoli i stopniowo. Na początku właściwie nie dzieje się nic, wskutek czego, tak jak i on, więcej musimy się domyślać, niż naprawdę z tego wszystkiego potrafimy zrozumieć. Autorka opowiada równolegle kilka wątków rozgrywających się w dwóch różnych czasach - jeden z nich rozgrywa się w 1949 roku, w czasie podróży Hablunda, drugi około czterdzieści lat później (czyli pewnie w końcu lat 90tych 20 w., choć trudno to poznać, ponieważ w syberyjskiej wsi Charyń, miejsu akcji, nic się w gruncie rzeczy nie zmieniło - wiemy jednak, że gdzie indziej ludzie mają dostęp do internetu) w czasie ekspedycji Erskego, studenta etnologii poszukującego śladów po Hablundzie. Każdy rozdział nosi tytuł odpowiadający imieniu/nazwisku osoby, z której punktu widzenia historia jest opowiadana (niekiedy ten sam tytuł rozdziału się powtarza). Paradoksalnie, choć czytelnik jest najbardziej obcą osobą, której nikt z bohaterów nie powierzyłby żadnej tajemnicy, to właśnie on ma szansę poskładać sobie ułamki historii podróży Hablunda, o której - ze względu na rozproszenie, skłócenie, brak jakichkolwiek sąsiedzkich czy ludzkich więzi, brak wszelkich instytucji począwszy od gazety po policję czy działający urząd - bohaterowie nie są w stanie powiedzieć nic pewnego. Nie są w stanie ogarnąć historii, która dzieje się na ich podwórku, ani nawet poznać losów bliskich im ludzi.
Ocena:
Data przeczytania: 2014-04-19
Polub, jeżeli spodobała Ci się ta opinia!
Stacja tajga
2 wydania
Stacja tajga
Petra Hulova
8/10
Seria: Don Kichot i Sancho Pansa

Lato 1946 roku. Hablund Doran, właściciel dobrze prosperującej kopenhaskiej fabryki, zafascynowany kulturą i obyczajami mieszkańców Syberii postanawia zapuścić się w ten rejon świata. Trafia do Charyn...

Komentarze
© 2007 - 2024 nakanapie.pl