Wyobraźcie sobie świat gdzie nie ma Internetu, telewizja ma dwa programy a książki wydawane są w paskudnych burych okładkach. I w takim kraju mała dziewczynka trafiła na książkę, w której jest opowieść będąca, skrzyżowaniem Star Treka z dr Housem. To jest typową przygodówka, tyle że w kosmosie. Co więcej, z perspektywy czasu niektóre treści tu zamieszczone są albo naiwne albo seksistowskie (mizoginia jest dopuszczalną neurozą?), wszyscy bohaterowie są rodzaju męskiego a metody leczenia to połączenie tortur psychicznych i fizycznych. Ale w latach 80, kiedy pierwszy raz to przeczytałam było to jak objawienie. Teraz, po latach, patrzę na to trochę inaczej ale i tak sentyment pozostał. Miło czasem wrócić do lektur z dzieciństwa