Opinia na temat książki Tajemna historia

@Elwira @Elwira · 2024-01-07 23:37:40
Przeczytane
Już? To wszystko? To jest ta wielka, intelektualna, "jedna z najważniejszych" dwudziestowiecznych powieści?

Jakie to było przegadanie i niepotrzebnie skomplikowane. Gdybym miała to oceniać jako książkę czysto rozrywkową, stwierdziłabym, że fajna, tylko trochę za długa w stosunku do tego, ile ma do powiedzenia. Ale nie, bo najwyraźniej - przynajmniej według niektórych - to wybitne połączenie Zbrodni i kary, traktatów filozoficznych i sama już nie wiem czego, Biblii chyba, a Donna Tartt jest zbawczynią prozy współczesnej, mesjaszem humanistyki, a imię jej czterdzieści i cztery. Szum, jaki się wokół tej książki wytworzył, jest dla mnie czymś nie tyle niezrozumiałym, co fascynującym i trochę też zabawnym, nie powiem, bo w pewnym sensie krytykuje wszystkie postawy, którymi charakteryzują się amatorzy dark academia, a Tajemna historia jest protoplastą tych wszystkich zmanierowanych ludzi myślących, że studia to chodzenie w quasi-dwudziestowiecznych marynarkach w kratę, a nie comiesięczne załamania nerwowe, bo jest was na roku osiemdziesiąt, każdy chce przeczytać lekturę na następne zajęcia, a biblioteka uniwersytecka ma tylko na stanie jeden egzemplarz, do tego w tłumaczeniu nieakceptowalnym przez wykładowczynię.

Największą krzywdę robi tej powieści narracja w pierwszej osobie. Naszym narratorem jest Richard, który pojawia się na uczelni w momencie, w którym reszta bohaterów jest już w ścisłej zażyłości, i nawet później, kiedy zostaje przez ich zaakceptowany do tego ich Koła Klasycyzujących Świrków, nadal trzymany jest trochę na dystans i wyłączony ze wszystkich kluczowych wydarzeń. Z jednej strony rozumiem dlaczego Tartt się na taki zabieg zdecydowała - chciała zbudować wokół studentów tę aurę tajemniczości, niedopowiedzenia, niepokoju. Okej, ale na wszystkich bogów świata - nie można napisać powieści opierającej się (w założeniu) na psychice bohaterów, jeśli jest się zbyt leniwym, że, a zamiast tego kreować ich na podstawie opinii narratora, który może być - i najprawdopodobniej jest - całkowicie niewiarygodny.
Najbardziej ucierpiał przy tym Bunny, mam wrażenie, chociaż do reszty też się to odnosi. Pomijam już fakt, że dużo ciekawsza byłaby powieść nie o mordercy, ale o osobie, która wie, że jego bliski przyjaciel jest mordercą, ale wątek Bunny'ego mógłby być serio fascynujący, gdyby napisać go prawidłowo i zadać przy tym odpowiednie pytania: czy człowiek, który jest seksistą, rasistą, homofobem, który jest wredny, a czasami nawet i okrutny dla każdego, kto się mu nawinie, zasługuje na współczucie? A może należy mu się życie w panicznym strachu przed tymi, których uważał za bliskie? Może należy mu się śmierć? Niestety, Tajemna historia zawodzi w tym temacie, ponieważ wszystko, czego o Bunnym się dowiadujemy, pochodzi od Richarda: że był niemiłym, zadufanym w sobie oportunistą; że źle sobie radził na studiach; że nie był lubiany i wszystkich irytował samą swoją obecnością. wiadomo jednak, że Richard miał dosyć solidne powody, aby przedstawić go w jak najgorszym świetle, nawet jeśli przebąkuje tu i tam, że postąpił w stosunku do niego źle (wiem, że powiedzenie o kimś, że "postąpił źle", kiedy dosłownie popełnił morderstwo, jest potężnym eufemizmem, ale zostawmy to). Zwłaszcza że nie wiemy na ile Richard jest świadomy swoich słów, że tak to ujmę. Zadajmy sobie pytanie - do kogo nasz narrator właściwie mówi. Na pewno nie mówi w próżni i do nikogo, bo częste zaburzanie linearności historii i refleksyjność dotycząca niektórych wydarzeń (na zasadzie "wtedy myślałem to i to, ale teraz, z perspektywy czasu myślę, że tak naprawdę to było tamto i siamto") jednoznacznie wskazuje na to, że jest świadomy samego siebie i jest też świadomy publiki, która go słucha, a skoro jest jej świadomy, to my, czytelnicy, mamy prawo podejrzewać, że może mijać się z prawdą albo przemilczać okoliczności pokazujące go w złym świetle. Nadchodzi jednak koniec, a my nadal nie dowiadujemy się dlaczego, do kogo i w jakim celu Richard tę historię opowiada. Wystarczyłaby jedna uwaga na początek, że nie wiem, pisze to w chwili śmierci i chce zrobić rachunek sumienia, wyznać, jak było naprawdę, albo coś w ten deseń, a już inaczej odbieralibyśmy to, co czytamy.
O reszcie postaci nie ma co wspominać, bo przeczytałam całe 650 stron, a nadal nie potrafię ich od siebie odróżnić. Okej, będę szczodra i powiem, że jeden z nich lubił sadzić kwiatki, a drugi okazuje się być rudym gejem. To najgłębsza charakterystyka, jaką tu dostaniecie. A, i była jedna kobieta, której cechą szczególną było to, że była kobietą, przez co każdy chciał się z nią przespać.
A tak na marginesie - rozumiem, że to zafascynowanie studentów starożytnością, ta ich maniera i przekonanie, że nikt, kto nie mówi płynnie po łacinie, jest od nich gorszy (chociaż to też mnie bardzo śmieszy, bo próbuje się nam wmówić, że jest to bardzo elitarne grono, że ich wykładowca stosuje jakieś szalone, nietuzinkowe metody nauczania, a koniec końców główny bohater imponuje im tym, że podczas tłumaczenia czegoś tam, nie pamiętam, zaproponował w jednym wersie miejscownik zamiast biernika. Jesus Christ, Donna), miała być krytyką klasy wyższej i takich zblazowanych, pretensjonalnych pseudointeligentów, ale temu Tartt też nie podołała, bo bardziej pretensjonalnych ludzi spotykam codziennie na swojej uczelni, a nie wydaje mi się, żeby planowali morderstwo na cześć Jana Kochanowskiego, ale pewna być nie mogę. Może po prostu nikt mnie nie zaprosił. Chodzi mi o to, że oprócz kilku pierwszych stron, każdy z nich zachowuje się normalnie. W połowie nawet zapomniałam, że mają coś z filologią klasyczną wspólnego, bo temat bardzo szybko znika, podobnie zresztą jak ich wykładowca, który kręci się gdzieś w tle przez całą powieść, ale tak naprawdę ani nic nie robi, ani nie jest zbytnio potrzebny.

Pewnie zabrzmi to niemiło; być może niektórzy poczują się lekko urażeni tym, co zaraz napiszę, ale, no cóż, taki jest mój cel. Tajemna historia jest w opinii publicznej uznana za powieść intelektualną, psychologiczną, humanistyczną - czy jakie tam jeszcze epitety do niej przylgnęły - bo Tartt jest mistrzynią w takim konstruowaniu swojej pisaniny, że wydaje się ona być skomplikowana, pełna odniesień do historii i kultury, mimo że w rzeczywistości jest wybitnie prosta. Tutaj rzuci jakimś nawiązaniem do Homera, tam wciśnie jakiś cytat po łacinie, a wszystko to wstawi pomiędzy jednym a drugim słowotokiem, który nieobeznani z bardziej ambitną literaturą czytelnicy uznają za kolejną cechę geniuszu, bo przecież jak coś jest długie i przegadane, to musi być dobre, co nie? Problem w tym, że te wszystkie odniesienia do starożytności (i czasami do jakiegoś Tołstoja) są bardzo powierzchowne i, co tu dużo mówić, zbędne. No pomyślmy - czy fakt studiowania przez bohaterów akurat filologii klasycznej, a nie jakiegokolwiek innego kierunku, coś zmienia? Czy to, że swoją popijawę szumnie nazwali "bachanaliami", ma jakiś związek z przebiegiem zdarzeń i wpływa na odbiór całości? Tajemna historia ani przez chwilę nie próbuje polemizować z klasykami, nie wchodzi z nimi w dialogi, nie daje czytelnikowi nowych, świeżych sposobów na ich odczytanie. Jedyne, do czego Tartt była zdolna, to wrzucenie takich kompletnie niepotrzebnych i prymitywnych nawiązań, jak choćby takie, że jedyna ważna kobieca postać ma imię tak samo jak jedyna uczestniczka wojny pod Lacjum opisanej w Eneidzie, albo że tytuł powieści nawiązuje do dzieła o Justynianie.
Rozumiecie, o co mi chodzi? Ta książka nie wymaga od czytelnika obycia intelektualnego, ona daje jedynie takie wrażenie; daje wrażenie, że jest czymś więcej niż zwykłym thrillerem, przez co ludzie ją czytają i łechtają przy okazji swoje ego, bo łał, pada tam imię Eurypidesa, a ja nie znam Eurypidesa, a jak znam, to jeszcze lepiej, to znaczy, że zdobyłam wiedzę tajemną i jestem mądra.
Czy to przytyk do każdego, kto tę książkę lubi? Absolutnie nie. Zgaduję, że jest masa ludzi, która znalazła w niej coś dla siebie. Tych moje słowa nie dotyczą.
Na początku myślałam, że to może ja czegoś nie zrozumiałam, że pod fasadą takiej sobie opowiastki rzeczywiście kryje się coś, czego nie potrafię dostrzec, dlatego zaczęłam czytać i oglądać pozytywne opinie osób, którym się Tajemna historia podobała. No cóż. One jedynie utwierdziły mnie w przekonaniu, że od początku miałam rację (jak zwykle). Po prostu sądzę, że skoro wystarczy jeden semestr seminarium dotyczący literatury klasycznej, żeby zrozumieć "drugie dno", to tego drugiego dna tam nie ma. Bądźmy zresztą szczerzy - jeśli coś jest aż tak popularne, nie może być aż tak wymagające. Wybaczcie, ale taka jest prawda. Nie mówię, że wszystko, co znane i lubiane, jest z automatu słabe, a znajomość Jerozolimy wyzwolonej w oryginale to absolutne minimum, żebym uznała kogoś za osobę godną, ale nie da się ukryć, że większość raczejnie lubi sobie zbytnio nadwyrężać łba. Dlatego to właśnie o Tajemnej historii jest tak głośno, a nie np. o Raju utraconym czy jakimkolwiek innym dziele, które rzeczywiście wymaga znajomości kontekstów i umiejętności odczytywania symboli.

Czy wyszłam na zblazowaną i pretensjonalną? Super. Nadawałabym się lepiej na protagonistów tej książki niż oni wszyscy razem wzięci.

P.S. Prawie zapomniałam! Proszę, niech osoby, które bladego pojęcia nie mają o migrenie, nie próbowały pisać o migrenie, bo to chamskie, bo to niemiłe, bo to kulturowe zawłaszczenie. Choruję na migrenę całe moje życie i wierzcie mi, że wiem, jak przeważnie to wygląda. I nie, nie wygląda tak, jak pani Tartt sobie wymyśliła. Kiedy przeczytałam, że Henry poczuł atak na kilka godzin przed, co pozwoliło mu się przygotować (w sensie wrócić do mieszkania i się położyć), wkurzyłam się jak chyba jeszcze nigdy na żadnej książce. Och, jaki świat byłby prostszy, gdyby można było przewidzieć ból. I zanim ktoś się przyczepi - tak, są osoby, u których atak poprzedza aura. Ja też ją mam. Tylko to niemożliwe, żeby wystąpiła na kilka godzin przed. Godzina to już jest długo, u mnie zwykle trwa połowę tego. Gdyby ktoś nie wiedział - aura przy migrenie to takie objawy towarzyszące, które zwykle pojawiają się przed samym bólem, czyli - u mnie przynajmniej - uderzenia gorąca, pulsowanie w skroni, zaburzenia widzenia.
Po drugie, jest zainsynuowane, że ból Henry'ego trwał dziesięć dni bez przerwy, co jest taką bzdurą, że nawet mi się komentować nie chce, ale skomentuję, dla dobra narodu i migreników. Ataki tyle nie trwają, a jeśli rzeczywiście boli cię głowa przez więcej niż cztery dni bez żadnej przerwy to zadzwoń jak najszybciej do lekarza, bo to prawdopodobnie nie migrena, a guz ci pękł w mózgu czy coś.
I po trzecie, to nie jest tak, że podczas ataku zagryziesz zęby i jakoś to będzie, alleluja i do przodu. To jest ból dosłownie zwalający z nóg: nie możesz stać, nie możesz siedzieć, nie możesz myśleć, jesteś tak wyczulony na bodźcie, że każdy najmniejszy dźwięk, każdy najmniejszy promień światła jest torturą. Dwa lata temu prawie wpadłam pod samochód, bo śpiesząc się do pierwszego lepszego miejsca, w którym mogłabym się położyć (bo na ulicy to głupio jednak, a resztki godności trzeba zachować) nie pomyślałam, że muszę poczekać na zielone światło, żeby przejść przez ulicę. Dlatego jak przeczytałam, że Henry podczas ataku bierze udział w imprezie, aż mi się gorąco ze złości zrobiło i po raz pierwszy napisałam na marginesie książki z biblioteki bardzo brzydkie słowo. Spokojnie, ołówkiem.
Data przeczytania: 2024-01-07
× 3 Polub, jeżeli spodobała Ci się ta opinia!
Tajemna historia
6 wydań
Tajemna historia
Donna Tartt
7.9/10
Seria: Biała Salamandra: klub ciekawej książki

Richard Papen przynależy do elitarnego kręgu studentów poszukujących piękna i prawdy świata antycznego. Zahipnotyzowany przez swoich towarzyszy, jest nieświadomy zbrodni jaką popełniają. Po wtajemnicz...

Komentarze

Pozostałe opinie

Na pewno jest to książka, która zostanie już ze mną na zawsze. Właśnie skończyłam ją czytać i jestem w totalnej rozsypce emocjonalnej. Nie pamiętam kiedy ostatnim razem książka aż tak bardzo mnie wci...

Sama nie wiem co myśleć o tej książce. Podobała mi się, choć momentami mnie męczyła. Bohaterowie zostali wykreowani w genialny sposób. Od początku jest ich dość sporo, ale są na tyle charakterysty...

LI
@lilia.0.book

Nie mogę uwierzyć, że czekałam z jej przeczytaniem tak długo. Zdecydowanie jedna z moich ulubionych.

"Tajemna historia" Donny Tartt to książka, która potrafi manipulować czytelnikiem. Uspokoić go, wprawić w melancholijny nastrój, rozkochać w sobie mimo tragedii, jaką zawiera. Jedna z najważniejszy...

@RajKSiazek@RajKSiazek
© 2007 - 2024 nakanapie.pl