Opowieść naszpikowana symboliką począwszy od wyszczególnienia tego co łączyło prezydenta Lincolna z Kennedym, ukrytych symboli masońskich i iluminatów, wpływie jaki mają na cywilizacje od wieków i co mogą znaczyć dziś. Stwarzanie pozorów dla zachowania władzy garstki wtajemniczonych nad resztą.
Jednak najoryginalniejszym, a jednocześnie dziwnym elementem powieści jest wprowadzenie cieni z luster, które naprowadzają główna bohaterkę na różne historię i próbują otworzyć jej oczy na rzeczywistość, którą nie łatwo dostrzec laikowi. Kierują ją również w stronę własnej przeszłości, ale dlaczego? Pomocny w tej niebezpiecznej wędrówce i znajdywaniu kolejnych odpowiedzi będzie dziennikarz Thomas.
Wszystko zaczyna się bardzo ciekawie, ale mniej więcej w połowie miałam już lekki przesyt tymi wszystkimi zagadkowymi elementami wprowadzanymi jakby z rozpędu przez Autora. I pojawia się niestety coś, co w ogóle w tego typu powieściach mnie irytuje, czyli wszechwiedzący bohater, odgadujący choćby najbardziej nietypowe zjawiska, jakby był wróżem czy magikiem, a najbardziej skrywane cele tego świata były mu znane od urodzenia. To wszystko odbiera jakikolwiek realizm powieści i bardziej kojarzy mi się z fantastyką. Myślę, że gdyby autor nie przekombinował z ilością symboli, gdyby czytelnik co kilka stron nie potykał się o kolejne tajemnice, całość wypadła by dużo lepiej.
To nie jest ten Chattam, którego znam za pośrednictwem Trylogii Zła. To znaczy pod względem obranej tematyki, bo w budowaniu napięcia nadal ten sam perfekcjonista.
Nie każdemu spodoba się takie oblicze Autora, szczególnie tym, których teorie spiskowe wcale nie interesują. Jednak ten kto lubi dopatrywania się tajemnic w pewnych zjawiskach rządzących światem i rozwiązywania zagadek w toku fabuły, będzie raczej zadowolony z lektury. Tak czy inaczej wielbiciele autora nie powinni omijać żadnej jego książki;)