Książeczka ta to bardzo ciekawy i w miarę przystępnie przedstawiony zbiór dywagacji prezentujący ewolucję różnych teorii dotyczących istnienia wszechświata i jego początków. To próba poznania i zrozumienia nieznanego oblicza narodzin wszechświata i praw nim rządzących (albo i bezprawia 😉), próba włożenia go w ramy ze znanych i dostępnych nam (tzn. naukowcom, wizjonerom) materiałów. Ciężkie zadanie... Spekulacji mnóstwo, ciężko sobie wyobrazić niektóre rzeczy, spora ilość w ogóle poza moim horyzontem zdarzeń… 😉 (naga osobliwość… ), o innych to nawet strach wspominać. Do części sama bym coś wtrąciła - według mnie rozszerzający się wszechświat wypełniał i mieszał się z przestrzenią, którą przenikał – no nie potrafię inaczej zrozumieć tego jak powstała ta cała materia we wszechświecie, która wygląda teraz tak jak wygląda… coś na zasadzie wyciśniętej pianki z pojemnika. Miewacie czasem takie myśli, jak to się wszystko zaczęło? I tak na serio próbujecie to sobie wyobrazić? Wcale nie jak rozszerzający się balon? Wcale nie gładki? Mnie lektura dodatkowo pobudziła do myślenia, zadałam sobie wiele pytań w moim małym kobiecym rozumku, a za chwilę własne pytania ujrzałam zmaterializowane przy pomocy tuszu na stronach książki, co podwyższyło nieco moje poczucie wartości i uznania we własnych oczach. A bywam dla siebie naprawdę surowa… Bo przyznać muszę, że często mam obawy przed przystąpieniem do tego typu literatury. Obawy z powodu swojej niedostatecznej wiedzy w pewnych zakresach. Na szczęście praca szarych komórek sprawiła, że mózg mój nie stał się gładki w wyniku całkowitego ogłupienia niezrozumiałą treścią. Trzeszczało, iskrzyło, ale zwoje się nie wyprostowały. Z teorii rozszerzania i kurczenia się wszechświata wysnułam taki luźny wniosek, że ten cały wszechświat tak jakby pulsuje, tylko chyba nigdy tego nie zaobserwujemy. No nie wiem… w każdym bądź razie pozycja ta zachęca do dalszych prób zrozumienia toku rozumowania naukowców, fizyków i astrofizyków (dodałabym jeszcze matematyków, ale kiedyś się z matematyczką pokłóciłam i moja miłość do matmy umarła), bo to naprawdę nieziemsko wchłaniające zajęcie. Wciąż tak wiele pytań pozostaje bez odpowiedzi. Nie spędza mi to snu z powiek, wręcz przeciwnie – kiedy wiem, że wybitni ludzie summa summarum wiedzą tyle co i ja na temat „Dlaczego istnieje wszechświat?” i „Co go stworzyło?” śpię nawet lepiej i spokojniej. Głowę zaprzątają mi myśli wokół tego co tu i teraz. Reszta jakby się nie liczy 😉. A czarne „dziury” zawsze będą mnie fascynować…