Minęło jakieś 15 lat od momentu, kiedy sięgnęłam po ten tytuł po raz pierwszy co skończyło się totalną klapą. Nie przebrnęłam przez te arcynudne i przegadane treści fabularne. A ponieważ była to już wtedy kolejna lektura autora, z przeczytaniem której miałam ogromny problem, powiedziałam panu Kingowi "adieu" i to było na tyle. Ale to było kiedyś...
Z biegiem czasu do niektórych, bardziej wymagających tytułów zaczęłam podchodzić bardziej "dojrzale" więc ich czytanie przychodziło mi już z o wiele mniejszym trudem i większymi chęciami. Niewątpliwie, TO Kinga z pewnością mogłabym zaliczyć w poczet kanonów tych bardziej wymagających tytułów nie tylko w kontekście jego sporych gabarytów - moje wydanie liczyło sobie "tylko" 1102 strony - ale i też najbardziej przegadanego tytułu w dorobku autora, którego przeczytanie stało się dla mnie nie lada wyzwaniem. Miałam obawy, czy tym razem będzie to kolejna porażka, czy może uda mi się jednak jakimś cudem przez TO przebrnąć. Zdziwiona byłam solidnie jak się okazało, że moje początkowe obawy zaczęły się przeradzać się w fascynację lekturą, której odbiór był zupełnie inny niż za pierwszym razem. Nie sposób odmówić tutaj autorowi umiejętności budowania klimatu, może niekoniecznie grozy, bo jednak tego tutaj aż tak bardzo nie odczułam, ( no może trochę 😊)nie mniej jednak większość książki mnie tak pochłonęła, że mimo jej pokaźnej ilości stron, przeczytanie jej zleciało mi w zaledwie 9 dni. Fakt, że przy końcówce autor trochę odkleił się od rzeczywistości ( sex grupowy 12 -latków, serio???) ale to i tak nie umniejsza mojego podziwu dla kunsztu i genialnej wyobraźni autora oraz jego bogatej stylistyki. Tylko mistrz potrafi TO tak napisać. Nie myślałam, że kiedyś to napiszę.... książka, która kiedyś była moją piętą achillesową, dziś stała się moją ulubioną i stoi na honorowym miejscu na mojej półce również jako prezent (Darko, dziękuję Ci za niego 😘😘😘)
"To" jest to. Dla mnie absolutny TOP klasyki gatunku i wartość sentymentalna po wielokrotnym obejrzeniu ekranizacji z 1990 roku, kiedy byłam jeszcze nastoletnim smykiem...