Przestrzeliłam w oczekiwaniach wobec tej powieści. Co prawda, rzeczywiście jest to książka niezwykła, pokazująca okrutny los więźnia skazanego na 18 lat egzystencji pod ziemią, pozbawionego prawie wszystkiego. Opowieść utkana jest w jakiś urzekający sposób - ma w sobie orientalne bogactwo słowa i przesiąknięta wiarą w boski sens rzeczy, mimo wszystko. Pokazuje również siłę słowa - narrator i jego towarzysze żywili się słowem - Koranem, wierszami marokańskich poetów, opowiadaniami fabuł hollywoodzkich hitów. Te momenty najbardziej mnie urzekły.
Z drugiej strony, naturalistyczne opisy, których się obawiałam, nie były tak straszne, dla mnie były szczere i konieczne.
A z trzeciej - nie mogłam darować autorowi (narratorowi) pewnych nieścisłości, podważało to moim zdaniem wiarygodność całej relacji. Od powieści opartych na faktach oczekuję dbałości o szczegóły, inaczej tracę zaufanie i nie potrafię współczuć. Stąd nie wierzę, że więźniowie karmieni byli kilkanaście lat tylko ryżem i makaronem i nie zmarli na szkorbut. Po prostu nie wierzę.
Czy warto przeczytać? Tak, ale bardziej jako zapis zmagania się z beznadziejną sytuacją przez osoby spoza naszego kręgu kulturowego, niż relację naocznego świadka.