Złowrogie było to, że mnie nawet nie tknęli, nie bili, nie maltretowali. Po prostu zachowywali się tak, jakby wykonywali rutynowe czynności, Nic więcej. Nawykli do nich. Nawykli? A może podpułkownik O'Clousky też tu był, zanim zginął? I postępują ze mną tak jak z nim? Nie muszą się zastanawiać, szukać sposobów, zrobią tylko to, co zawsze. Znają kolejność koniecznych czynności. Dlatego nie okazują niepokoju ani niepewności. Ci dwaj są wykonawcami, niczym więcej. A mecenas podjął już decyzję. Dlatego nie podskakiwał ponad miarę podczas naszej rozmowy. Prowadził ją chyba tylko po to, by nabrać pewności siebie. Bo od początku wiedział co musi zrobić. I ja też. Tylko że ja, przychodząc tu, liczyłem na coś. Na łut szczęścia... (fragment)