Czytałam to aż pół roku. Nie dlatego, że była nudna i się z nią męczyłam. Bardziej dlatego, że jest naprawdę potężna, ma około 1000 stron a format kartek jest większy niż zazwyczaj i litery są dość małe, przynajmniej w tym wydaniu, które ja czytałam. Tak dużo czasu nad nią spędziłam, że naprawdę ciężko było się z nią rozstać i łezka się w oku zakręciła. Wcale nie czułam się jakbym czytała książkę popularnonaukową a bardziej jak powieść. Co do samej postaci Vincenta, muszę przyznać, że był to człowiek toksyczny. Często szantażował emocjonalnie, zwłaszcza swojego brata. Trzeba jednak zauważyć, że mimo wszystko był chory, a jego sztuka była naprawdę wyjątkowa. Po przeczytaniu książki nabrała dla mnie zupełnie nowego znaczenia, zobaczyłam ile za tymi machnięciami pędzla i zestawem barw znajdowało się emocji, (często negatywnych) bólu i cierpienia.