Powstaje dekret, w którym skazuje się kobiety na milczenie. Mogą wypowiedzieć tylko 100 słów dziennie, dostają specjalne metalowe liczniki na nadgarstek, które odmierzaja im słowa. Z czasem kobiety tracą prawo do wykonywania zawodu, nie mogą się uczyć, czytać i pisać.
Tylko 100 słów.
Milczenie staje się ich torturą.
Przenosimy się do rodziny McClellan, gdzie bohaterka mimo oddania się w swoich badaniach dla rządu, również zostaje objęta dekretem. Nie ma wyjątków, jest po prostu kobietą więc musi ponieść karę.
Jednak zostaje powołana do przeprowadzenia pewnego badania i zostaje zwolniona z noszenia licznika. Uświadamia sobie, ze jeśli sama odzyskała głos, choćby na chwilę, musi stanąć w obronie wszystkich skazanych na milczenie kobiet.
Cóż za szokująca książka. Pokazuje nam jak rząd może pozbawić nas prawa głosu, kiedy coś zaczyna przeszkadzać. W tym przypadku jest racja wyższości mężczyzn, gdzie uważają siebie za najważniejszych, a kobiety są tylko problemem. Mimo pokazania tej gorszej strony kobiet, bohaterka sama pokazała, że może być to prawdą i nie zawsze kobiety są takie święte. Mimo debiutu, bardzo dobra książka, jednak przedstawienie kobiet mogło być lepsze, nie z tej gorszej strony. Z minusów to autorka mogłaby troszkę inaczej wykreować główna bohaterkę, a tak cała reszta bez zastrzeżeń.