Opowieści rodzinne pani Krystyny Siesickiej nigdy nie należały do moich ulubionych książek. Nie wytworzył się ten szczególny sentyment, jakim się niekiedy darzy książki z młodości, nie bacząc na ich wartość artystyczną lub merytoryczną. "Wachlarze", jak poprzednie dwie książki z tego cyklu, raczej do mnie nie trafiają, a nawet zaryzykuję stwierdzenie, że historia z ostatniej części obeszła mnie najmniej. Jakieś dziwne zamieszanie z Tamarą, prywatna korespondencja, jedynie piesek był miłym urozmaiceniem, a i tak nie skradł mojego serca, bo jestem w stu procentach kociarą.
Brzydko mówiąc - takie sobie.