Równocześnie coś z tyłu złapało mnie w pół. Całe szczęście, że wolną ręką zdążyłem złapać się liny, bo poczułem szarpnięcie, którego brutalna siła zmroziła mi krew w żyłach. Głos mi odebrało, ale zdołałem wymierzyć za siebie w mrok potężnego kopniaka. Dziwne, nie przysiągłbym, czy doszedł do celu. Strach odebrał mi zmysły, ale wydawało mi się, że stopa napotkała coś miękkiego, co ustąpiło pod ciosem.