„Byliśmy ostatnimi świadkami pewnego świata”.
Nastrojowa opowieść o świecie, którego już nie ma. Już nie ma? Czy może nie ma, bo nie było? Modiano snuje opowieść będącą wynikiem wspomnień, wieloletnich przemyśleń i wyobrażeń dotyczących letnich miesięcy, które główny bohater przeżył w przygranicznym francuskim kurorcie dwanaście lat wcześniej. Dla niego był to czas przełomu. Coś się skończyło. Coś zaczęło. Coś, co mogło się jeszcze wydarzyć – nie wydarzyło.
Beztroskie życie pięknych i młodych, w pięknej scenerii kurortu. I przebijające się od pierwszych słów przeczucie klęski, niespełnienia, przekonania, że prawdziwe szczęście jest zawsze gdzie indziej, bólu niemocy niczym u „Sióstr” Czechowa… Niejednoznaczności, niedopowiedzenia... Sceny, jak z pogranicza jawy i snu...
Lubię takie powieści. Bardzo. Ale tym razem nie zaiskrzyło między mną i (chyba) tłumaczką (mam nadzieję): gdy tylko dawałam unosić się tej nieśpiesznie snującej się opowieści, zaraz coś zgrzytało lub gwałtownie hamowało, sprowadzając mnie na ziemię (czego efektem były zauważane przeze mnie literówki lub inne niedopatrzenia redakcyjne).
PS
To było moje pierwsze spotkanie z twórczością P. Modiano.