Na początku trzeba zaznaczyć, że jest to książka, która została wydana w 2008 roku - przemysł turystyczny rozwija się bardzo dynamicznie i oczywistym jest, że sporo przytoczonych tutaj danych i informacji zdążyło się już zdezaktualizować. Niemniej sam wydźwięk tej książki oceniam raczej pozytywnie - z jednej strony autorka opisuje rzeczy dość oczywiste dla świadomego turysty, lecz nie takie oczywiste dla tych mniej świadomych. Do dzisiaj przecież turyści targują się o każdego wydanego na pamiątki dolara, podczas gdy po pierwsze ten dolar niejednokrotnie dla sprzedawcy to kwestia zjedzenia obiadu lub jego braku, a po drugie pokazuje, jak turyści nie szanują czyjejś pracy. Bo czy wydając kilka/kilkadziesiąt tysięcy na podróż marzeń, ten jeden dodatkowy dolar wydany na magnes (którego przecież i tak nie potrzebuje - on po prostu CHCE go mieć) powinien robić aż taką różnicę? Podobało mi się, że te problemy nie były przedstawiane w tej książce bardzo wprost. I jestem pewna, że sporo czytelników, którzy nie zadają sobie trudu, by pomyśleć, jak rzeczywiście żyje się ludziom w kraju, który odwiedzają, pewnie nawet nie dostrzegliby, że jest to problem. Seksturystyka lub praca dzieci na budowie w Tajlandii, odbieranie Dominikańczykom dostępu do ich plaż, patrzenie na Wietnam jedynie przez pryzmat toczącej się tam niegdyś wojny - to niektóre z problemów opisywanych przez autorkę w książce. Mimo że pozycja jest już nieco przestarzała, to i tak uważam, że warto po nią sięgnąć. Bo być może stwierdzenie, że Thomas Cook jest liderem w branży turystycznej już się przedawniło, to to, że pracownicy hoteli all inclusive pracują po kilkanaście godzin dziennie za marne (naprawdę marne) pieniądze, wciąż jest jak najbardziej aktualne.