Jak różnie wygląda wojna. W zależności od tego, kto o niej opowiada i jak kto ją przeżył. A my - pokolenie powojenne cały czas odkrywamy jej inne oblicza.
Tym razem wojna widziana oczami dzieci, tak mi się przynajmniej wydawało, gdy zasiadałam do lektury.
Tymczasem są to wojenne historie, w których również występują dzieci. Tuzin reportaży o dorosłych, którzy w czasie ostatniej wojny byli dziećmi. Jak oni tę wojnę zapamiętali i siebie jako dzieci oraz jakie są ich losy powojenne i dzisiejsze. Ze względu na to, iż wojna skończyła się 75 lat temu, te dzieci już nie są nawet dziećmi-dorosłymi, lecz teraz dziećmi-staruszkami. To, co opowiadają, nie zawsze jest prawdą obiektywną (jeśli taka istnieje), tylko tym, co seniorzy są sobie w stanie przypomnieć lub co im się wydaje. Mylą się fakty, plączą się myśli, wirują wspomnienia, króluje chaos.
Fajnie o tym poczytać, ale szkoda, że spotkania i wywiady nie odbyły się ze dwadzieścia lat temu, gdy pamięć jeszcze nie płatała figli.
Niestety odnoszę wrażenie, że dzieci przeżyły dużo więcej, niż w książce mogłam wyczytać. Tym bardziej, że każdy, komu literatura wojenna nie jest obca, motyw dziecka i wojny ma już jakoś oswojony. Niemało wie o małoletnich powstańcach warszawskich, dzieciach z getta warszawskiego, czy nawet o dzieciach nazistów - tu: o Niklasie, najmłodszym synu Hansa Franka (polecam dużo obszerniej potraktowany ten wątek w „Dzieci Hitlera. Jak żyć z piętnem ojca nazisty”). Więc czytanie o tym kolejny raz jest niespecjalnie odkrywcze. Ale oprócz tych oczywistych tematów, trafiło się kilka wyjątkowo ciekawych, jak np. mało znana historia internowania Japończyków zamieszkałych w USA po ataku na Perl Harbour, dzieci-synów pułku, czy przesiedlenia do ZSRR baskijskich dzieci i ich opiekunów.
Jestem trochę rozczarowana, szczególnie po poprzedniej książce autorki: „1945. …" . Temat o dzieciach, które dorosły bez ostrzeżenia, był z ogromnym potencjałem, ale według mnie nie został wykorzystany. Wprawdzie wiele reportaży przeczytałam z zainteresowaniem, ale nie rozrywały mi serca, nie zżywałam się z bohaterami, a tego oczekiwałam. Ogrom pracy, który włożyła autorka, co widać, nie jest wprost proporcjonalny do efektu, a przede wszystkim do emocji, jakie książka we mnie wzbudziła.