Dla osób, które nie kojarzą tytułu przytoczę podtytuł: Światowa Wojna Zombie w relacjach uczestników.
Prawdopodobieństwo tego, że przeczytam książkę o zombie było niewiarygodnie niskie. Podobne temu, że przeczytam coś o jednorożcach, walkach sumo i wampirach. Bliskie zeru. A jednak usłyszałam, że warto, a to dlatego, że lubię literaturę faktu. No, fakt, lubię, ale zombie i rzeczywistość? Do tego obrzydzają mnie te roztrzaskiwane czaszki, przegniłe ciała szwędaczy i cały ten krwisty sos. Ale raz się żyje, zawsze mogę przerwać słuchanie. I przesłuchałam.
Po pierwsze i chyba najważniejsze - nie ma sensu czytać tej książki jako pierwowzoru filmu o tym samym tytule, z Bradem Pittem ratującym swoją rodzinę i całą ludzką cywilizację. To zbieżność tytułów, nieprzypadkowa, ale myląca. W książce nie ma jednego wiodącego bohatera i klasycznej fabuły. Są za to fikcyjne reportaże-wywiady z ludźmi, którzy przeżyli WWZ. Ten element stanowi o wyjątkowości książki. Wypowiadający się uczestnicy wojny wywodzą się z przeróżnych krajów, reprezentują różne grupy społeczne, a w czasie WWZ ich losy prowadziły wieloma ścieżkami, de facto nie ma tu dwóch podobnych historii. Struktura książki przypomina pokaz slajdów, widzimy pojedyncze kadry i ujęcia, z których czytelnik sam ma sobie ułożyć obraz wojny i sam ocenić, czy była ona największą klęską gatunku ludzkiego, czy okazją do odrodzenia się ogólnoludzkiej współpracy. Autor stara się pokazać jak epidemia zombie mogłaby wyglądać we współczesnym świecie – pokazuje rozprzestrzenianie się choroby od pacjenta zero, rzesze uchodźców i żerujących na nich przemytników, fortuny wzrastające na sprzedaży pseudo-leków, enklawy bogaczy, dylematy rządzących itd. Ogromnie podobały mi się te rozmowy, gdzie odbicie znajdowały obawy ludzkie – czy Izraelczycy wpuszczający do siebie Palestyńczyków maja dobre zamiary, czy mój własny rząd nie skaże mnie na zagładę, czy nie uzna za dezertera i wykona egzekucję? Mamy w tle mocarstwowe ambicje Rosji, Chin, rodzinę królewską Windsorów, post-apartheidową RPA i Amerykanów najpierw sromotnie przegrywających bitwę w Nowym Jorku, by w końcu skoordynować wysiłki i wygrać WWZ.
Niestety, minusem książki jest nadmiar historii, co momentami nużyło. Widzę, że w niektórych opiniach przewijają się narzekania, że za mało zombie w tej książce o zombie i/lub za dużo opisów technologii i broni. Oba te elementy nie przeszkadzały mi. Wręcz przeciwnie, mało scen walki to dla mnie plus, a dużo opisów tym bardziej. Przecież to była zupełnie inna wojna, wymagała zmiany myślenia, taktyki i uzbrojenia.
Najciekawsze dla mnie były fragmenty niosące ze sobą pytania trwałość cywilizacji, o priorytety i trudne wybory moralne – jak wybrać kogo uratować, kogo zostawić samemu sobie albo wręcz zabić, o wartość pracy fizycznej i stopień nienaturalności naszego obecnego życia.
Komu polecam? Ludziom takim jak ja, którzy lubią płodozmian w lekturach i nieliniową strukturę opowieści.
Jedna dodatkowa gwiazdka za efekt zaskoczenia :)